Przeskocz do treści

Agnieszka Martinka, Szybsza niż lew

Agnieszka Martinka, Szybsza niż lew. Wydawnictwo Gaudium, Lublin 2004 r.

Trzy kraje Afryki Wschodniej Kenia, Uganda i Tanzania w trzy tygodnie. Podróż rowerem dookoła Jeziora Wiktorii. Brzmi zachęcająco?

„Wśród oczekujących na znajomych i rodziny czarnych postaci od razu zobaczyłam mężczyznę z białą kartką w ręku […]

—Jambo, Jones!

—Jambo, Agnes!”1

Tak właśnie Agnieszka Martinka rozpoczyna swą afrykańską przygodę na lotnisku
w Nairobi w sylwestrowy poranek 2003 r. Kolejne 20 dni to nieustanna przygoda związana z przemierzeniem tysiąca siedmiuset kilometrów wokół największego afrykańskiego jeziora drogami i bezdrożami Kenii,  Ugandy i Tanzanii. To poznawanie ludzi, obcowanie z przyrodą, pokonywanie różnic kulturowych przy załatwianiu kolejnych spraw, czasami strach o własne bezpieczeństwo.

Szczególną uwagę Agnieszka Martinka zwraca na ludzi, ich codzienne niełatwe życie, ich zwyczaje. [Niestety] książka jest nierówna. Ciekawe, czasami wręcz fascynujące opisy miejsc
i wydarzeń, przeplatane są fragmentami przeładowanymi szczegółami. Brakuje też szerszej informacji o mijanych krajach.

Gdy zapytałem Agnieszkę Martinkę o zdarzenie, które najbardziej zapamiętała, odpowiedziała, że każdy dzień był niezapomniany. „Proszę przeczytać książkę”, dodała. Każdemu wydarzeniu towarzyszy poznawcza fascynacja, mimo że to już trzecia podróż Autorki po Afryce Wschodniej.

Czytając Szybszą niż lew, trzyma się w ręku dziennik podróży. Jest on pełen drobiazgowych zapisów o mijanych wioskach, spotykanych mieszkańcach, przewijających się krajobrazach. Szczególną uwagę Agnieszka Martinka zwraca na ludzi, ich codzienne niełatwe życie, ich zwyczaje. Przez cały czas smakuje otaczającą rzeczywistość, podkreślając, że właśnie w ten sposób, przemieszczając się powoli, lokalnymi drogami, często samodzielnie planując trasę i dając się ponieść emocjom, prawdziwie poznaje się zwiedzany kraj. „Chcąc poznać dany kraj, należy jeść i pić to samo, co jedzą i piją tubylcy. Jeść razem z nimi”, pisze. Trudno się z tym nie zgodzić. Podejście to jest mi szczególnie bliskie, gdyż również powoli, korzystając z lokalnych środków lokomocji i pożerając lokalne smakołyki kupowane w przydrożnych straganach, zwiedzałem przed kilku laty ten rejon Czarnego Lądu.

Reportaż jest bogato ilustrowany fotografiami Autorki. To jest jego siła. Widać, że Agnieszka Martinka ma oko do uwieczniania ludzi i ich codziennego życia.

Książka jest nierówna. Ciekawe, czasami wręcz fascynujące opisy miejsc i wydarzeń, przeplatane są fragmentami przeładowanymi szczegółami. Brakuje też szerszej informacji o mijanych krajach, ich przyrodzie, społeczeństwie. Miłośnicy podróży, zwłaszcza sakwiarze, nie oderwą się od niej łatwo. Ja potrzebowałem zaledwie kilku wieczorów.

Reportaż jest bogato ilustrowany fotografiami Autorki. To jest jego siła. Widać, że Agnieszka Martinka ma oko do uwieczniania ludzi i ich codziennego życia.

 „Żegnały mnie miliony jasnych gwiazd. Takich, jakie można ujrzeć tylko bardzo wysoko w górach — i niewinne gazele, przemykające w światłach terenowej toyoty”.

Chciałoby się to zobaczyć, nieprawdaż?

1Cytaty pochodzą z omawianej książki.

Przeczytaj też opisy moich wypraw rowerowych: 1. Kirgistan pod znakiem baranka, 2. Green vélo. Z Elbląga do Białegostoku, 3. Green vélo. Z Końskich do Przemyśla.