Przeskocz do treści

Albert Camus — odczyt noblowski

Albert Camus, Artysta i jego epoka w: Albert Camus, Dwa eseje, tłum. Joanna Guze, Wydawnictwo Krąg, Warszawa, 1991.

Ta niepozorna książeczka została wydana trzydzieści cztery lata temu. Zawiera dwa eseje Alberta Camus. Wybrałem drugi z nich. Artysta i jego epoka stanowi odczyt noblowski nagrodzonego w 1957 roku pisarza.

Jego credo stawia przed twórcami trudne zadanie, zrzucając ich z piedestału
i ustawiając w roli służebnej. W stosunku do kogo? „My pisarze XX wieku […] powinniśmy wiedzieć, że niepodobna ujść wspólnemu nieszczęściu i że naszym jedynym usprawiedliwieniem, jeżeli w ogóle usprawiedliwienie istnieje, jest w miarę naszych możliwości mówić za tych, którzy sami nie mogą tego zrobić. Dotyczy to wszystkich, którzy dziś cierpią, bez względu na wielkość przeszłą czy przyszłą państw i stronnictw uciskających: dla artysty nie ma lepszych wśród katów”.

Jego zdaniem artysta to misjonarz, który powinien umieć zając stanowisko.

Camus odrzuca skrajności. Całkowicie krytykuje podejście „sztuka dla sztuki”. Dość litościwie obchodzi się przy tym z Oscarem Wildem (który otwarcie przecież głosił taką tezę np. w powieści Portret Doriana Graya) — docenia autokrytykę takiej postawy u Irlandczyka wyrażoną w późniejszym okresie jego twórczości. W długim wywodzie dyskwalifikuje również skrajny realizm. Podkreśla jego odtwórczość, a sztuka przecież powinna tworzyć. Co ważniejsze jednak twierdzi, że  przedstawiając rzeczywistość, autor musi wybrać jej fragment, którym się zajmie. W tym momencie w proces decyzyjny chętnie wkracza władza. Ona określi, co jest właściwe, aby to opisywać. Camus wykonuje więc kolejny krok, należąc już wówczas do krytyków ustroju panującego w Europie Wschodniej i dezawuuje socrealizm jako ideologicznie narzucony wyidealizowany obraz, którego w rzeczywistości nie ma. W tym momencie warunek wolności słowa stawał się oczywisty. Noblista wyciąga pomocną dłoń do słuchających i czytających jego słowa, wyjaśniając: „Nie chodzi o to, czy sztuka ma uciekać od realności, czy jej się podporządkować, ale o to, ile z tej realności musi zaczerpnąć, aby dzieło nie zniknęło w chmurach albo też, na odwrót, nie wlokło się po ziemi na ołowianych podeszwach”.

Konkludując, stwierdza, że czasy obojętności się skoczyły, gdyż nawet brak reakcji jest dziś oceniany. Jego zdaniem artysta to misjonarz, który powinien umieć zając stanowisko. „Wolność sztuki niewiele jest warta, jeśli za cel stawia sobie wygodę artysty” — dodaje.

Przeczytaj recenzję powieści Upadek.