Andrés Barba, Małe rączki (hiszp..: Las manos pequeñas), tłum. Katarzyna Okrasko, Wyd. Filtry, Warszawa, 2021.
Małe rączki Andrésa Barby to książka mroczna, wieloznaczna i alegoryczna. Zaczyna się bardzo mocnym akcentem — kiedy wypadek samochodowy kończy się śmiercią rodziców, przed ich córką otwierają się wrota nieznanego. W świecie rzeczywistym to brama sierocińca, w głowie dziecka — zderzenie z dotychczas niewyobrażalnym: pustką, nowym otoczeniem, raz wrogim, kiedy indziej pozornie przyjaznym
i akceptującym. Na początku do ośmioletniej Mariny docierają jedynie słowa, którymi otoczenie przedstawia jej sytuację, w jakiej się znalazła. Dla nas, doświadczonych życiowo dorosłych, frazy te niosą określone znaczenie. Dziewczynce jednak z niczym się nie kojarzą. Zrozumienie i reakcja pojawiają się później.
Barba naprzemiennie w kolejnych rozdziałach przeskakuje pomiędzy sposobami narracji.
Autor stara się czytającym uświadomić różnice w odczuwaniu dziecka i dorosłego oraz trudność tego pierwszego w pogodzeniu się z nieszczęściem. Niektórzy behawioryści zwierzęcy przekonują, że dla naszych pupili jest tylko tu i teraz, a więc że stan obecny traktują one jako permanentny. Podobnie autor widzi rozumowanie dziewczynki, która powoli stacza się w otchłań depresji i braku woli życia. Zanim to jednak nastąpi, pojawia się przemoc, bo właśnie o niej w książce mowa. O tym, że rodzi się z szoku, z zetknięcia z odmienną sytuacją, z nastroju. Dziecięca bohaterka próbuje przeżyć w nowej rzeczywistości, wśród nieznanych osób, ale stanowi też problem do rozwiązania dla koleżanek z domu dziecka. Barba naprzemiennie
w kolejnych rozdziałach przeskakuje pomiędzy sposobami narracji. Raz jest to trzecioosobowe prowadzenie fabuły skupiające się na Marinie, jej odczuciach
i sposobie radzenia sobie z rzeczywistością, by za chwilę ustąpić miejsca narratorowi zbiorowemu. Bezosobowa grupa współmieszkanek sierocińca jednym, jakby beznamiętnym głosem opisuje to, co widzi, czuje i robi. Docieramy więc do przemocy powodowanej zazdrością o odmienność przybyszki, czy wreszcie samą przyjemnością zadawania bólu jako formy okazywania przewagi. W czasie lektury takiego fragmentu przypominałem sobie scenę z pewnego dreszczowca science fiction. Tytułu nie pamiętam, utkwiły mi jednak w pamięci słowa jednej z postaci zainfekowanej wirusem powodującym agresję: „czuję wspaniałą wściekłość”.
Andrés Barba waży słowa. Książka, choć nieobszerna, wymaga skupienia, gdyż każdy ciąg znaków znajduje swoje miejsce. W tekście rzeczywistość subtelnie się przeplata z wyobrażeniami, zabawa z tragedią, przenikają się sceny z wypadku
z życiem w sierocińcu. Autor uwodzi, z każdą stroną wciągając nas w coraz mroczniejszą historię. Żałoba zmienia się w przemoc, ta ostatnia w rezygnację, by znów się odrodzić w zbiorowym umyśle narratora. Nawet niewinna zabawka, lalka, początkowo symbolizując przywiązanie i potrzebę bliskości, staje się złowrogim znakiem gry prowadzącej do destrukcji. Czy Małe rączki kończą się happy endem? To zależy, dla kogo.
Powyższy artykuł stanowi obszerniejszą wersję tekstu, który ukazał się na łamach numeru 6/2021 Magazynu Literackiego Książki, a w momencie publikacji powyższej edycji był dostępny w wersji elektronicznej na stronie wydawcy (tutaj).