Przeskocz do treści

Barbara Gawryluk, Ilustratorki, ilustratorzy

Barbara Gawryluk, Ilustratorki, ilustratorzy, Wyd. Marginesy, Warszawa, 2019.

Ilustratorki, ilustratorzy opowiadają o malarzach i rysownikach, którzy ozdabiali książki i czasopisma dla dzieci. To nie tylko Olga Siemaszko, Jan Marcin Szancer czy Zbigniew Rychlicki. Barbara Gawryluk przedstawia dwadzieścia cztery osoby, dwadzieścia cztery opowieści, dwadzieścia cztery zestawy reprodukcji książkowych okładek i rysunków, a niemal w każdym z nich co najmniej jedna, a w większości kilka baśni i powieści, których lektura stopniowo wprowadzała mnie w świat liter składających się na fascynujące historie. Brzmi sztampowo? Być może, ale tak właśnie pamiętam swoje pierwsze kroki w samodzielnym czytaniu, kiedy już jako cztero-, może pięciolatek zacząłem samodzielnie składać znaki w tekst.

Zrozumiałem wtedy, że kojarzę tytuł z autorem, ale treść baśni przede wszystkim dzięki rysunkom.

Barbara Gawryluk prezentuje sylwetki tuzów, dzięki którym mówiono w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dwudziestego wieku o polskiej szkole rysunku. To kilkustronicowe wywiady z żyjącymi artystami lub ich dziećmi i innymi krewnymi oraz opiekunami spuścizny po nich. Obraz zostaje uzupełniony informacjami
z innych źródeł: wywiadów, książkowych opracowań, artykułów prasowych, czasem rodzinnych pamiątek. Z rozmów wyłania się nie tylko portret artysty, ale także obraz powojennej  rzeczywistości, która stanowiła szansę dla młodych ludzi, aby mogli wykorzystać swój talent. Niemal każdy z nich skrzętnie omija pytania o konkurencję i koterie, podkreślając pionierskie czasy, atmosferę współpracy panującą
w redakcjach i nieprzeciętne zaangażowanie większości twórców. Dzięki temu zrozumiałem, dlaczego większość „moich” książek cudem wykopanych z den domowych szafowych czeluści i podkradzionych dzieciom na potrzeby lektury omawianego opracowania nosi marki Naszej Księgarni i Czytelnika. Słowami swoich rozmówców autorka bardzo obrazowo pokazuje też zgubny wpływ globalizacji
i disneyowskich wzorców. Bardzo precyzyjnie wyjaśnia to Józef Wilkoń: „Jak po stanie wojennym wydawcy robili przedruki, dziadowskie, taki chłam, to się okazało, że wszystko się sprzedaje, bo się świeciło, było bardzo kolorowe. Geniusz Disneya polegał przecież na czymś innym, jego ilustracje w filmie, w ruchu mają sens. Zatrzymane stają się chłamem”1.

Autorka skonstruowała wywiady w podobny sposób. Powtarzające się informacje pozwalają na zrozumienie opisywanych zjawisk, po pewnym czasie jednak nużą. Druga część każdej opowieści wynagradza niedosyt — to reprodukcje okładek baśni i powieści dla młodzieży, rysunków z Misia, Świerszczyka lub Płomyczka. Oglądanie ich, przywoływanie przed oczy bohaterów pierwszych lektur, stanowiło dla mnie wspaniałą rozrywkę. Często spędzałem nad tym więcej czasu niż potrzebowałem na przeczytanie wcześniejszego tekstu. Zrozumiałem wówczas, że kojarzę tytuł
z autorem, ale treść baśni pamiętam często dzięki rysunkom.

Komu sugerowałbym przejrzenie opracowania? Dinozaurom ku wspomnieniom, młodzieży, aby zobaczyła, że rysownik i malarz to autorzy równoprawni pisarzowi.
A że czasem stosują prostą kreskę? Przecież liczą się emocje.

1 cytat pochodzi z omawianej książki.

Zobacz film.

Przeczytaj też: 1. artykuł Jak namawiać do czytania oraz 2. recenzję książeczki: Thierry Robberecht, O wilku, który wypadł z książki.

Na zdjęciu widnieją okładki następujących książek (od lewej): 1. Hanna Januszewska, Kot w butach, rys. Janusz Grabiański, Wyd.  Nasza Księgarnia, 1968; 2. Jan Brzechwa, Pan Kleks, rys. Jan Marcin Szancer, Wyd. Czytelnik, 1968; 3. omawiany tom, proj. okł. Anna Pol. 4. Jan Brzechwa, Sto bajek,
rys. Jerzy Srokowski, Wyd. Czytelnik, 1963; 5. Czesław Janczarski, Zaczarowane kółko Misia Uszatka,
rys. Zbigniew Rychlicki, Wyd. Nasza Księgarnia, 1970.