Dahlia de la Cerda, Wściekłe suki (hiszp.: Perras de reserva), tłum. Katarzyna Okrasko, Wydawnictwo Filtry, Warszawa, 2024 r.
Opowiadania zawarte w tym zbiorze porażają na kilka sposobów. Jeśli prezentują one rzeczywisty obraz Meksyku skryty za fasadą turystycznych atrakcji, zwiedzając ten kraj, prowadzeni przez przewodnika, w istocie niewiele się o jego dniu dzisiejszym dowiadujemy.
Protagonistką każdego tekstu jest kobieta i wokół niej rozgrywają się wszystkie wydarzenia. Czasami to ona je kreuje, często jednak to otaczająca rzeczywistość ją osacza, prowadząc do nieszczęścia. Tylko wyjątkowo ktoś się o nią upomni.
Ten okrutny w swojej wymowie obraz proponuje zaledwie kilka recept na przetrwanie: być narco, zostać kobietą mafioza lub przyjąć ofertę nie do odrzucenia, gdy usłyszy się „plata o plomo” (łapówka albo kulka w łeb). Można jeszcze rozpłynąć się w otoczeniu, próbować stać się niewidzialną/ym, ale wówczas nigdy się nie wie, kiedy świat zewnętrzny cię odnajdzie.
Ostatnie opowiadanie, trzynaste, stanowi swoiste credo całego zbioru. Uświadamia ono czytającym, że tuzin tekstów, które mają już za sobą, to nie fikcja, ale rzeczywistość.
Kobieta w świecie opisywanym przez autorkę musi sama zadbać o siebie, ponieważ nikt jej nie ochroni, jeżeli nie ma możnego protektora. De la Cerda na zimno opisuje zatem strategie przetrwania: sprzedanie ciała i duszy silnemu i wszechmogącemu opiekunowi, całkowita bezwzględność w rozprawianiu się z przeciwnikami, czy stwarzanie pozorów całkowitego oddania. Samodzielność i niezależność kończy się nicością. Tytułowe wściekłe suki to kobiety bezwzględne i mścicielki wobec męskich oprawców.
Ostatnie opowiadanie, trzynaste, stanowi swoiste podsumowanie całego zbioru. Uświadamia ono czytającym, że tuzin tekstów, które mają już za sobą, to nie fantazja, ale rzeczywistość. Wydają się one opowiadaniami z kluczem — fikcyjne postaci przywołują świat realny i tylko kwestią domysłu staje się wniosek, że odwołują się do licznych faktycznych wydarzeń. Finałowy tekst to kipiący emocjami list do zamordowanej przyjaciółki. Wyłania się z niego obraz Meksyku jako potwora, „który pożera kobiety”, gdzie „co trzy godziny i dwadzieścia pięć minut […] ginie kobieta”, a wykrywalność sprawców takich morderstw wynosi dwa procent. Opowiadanie to z jednej strony epatuje przemocą, z drugiej — niechęcią (i strachem) władz do zajęcia się problemem powodującymi u ofiar i ich rodzin poczucie bezradności.
Większość utworów w tomie została napisana na zimno, jakby zło było normą, do której trzeba się dostosować. Ich powtarzalność może nużyć, wymowa jednak stawia na równe nogi.
Przeczytaj też: 1. Maciej Wesołowski, Cafe Macondo. Reportaże z Kolumbii oraz 2. Alonso Cueto, Niebieska godzina.