Denis Johnson, Sny o pociągach (ang.: Train Dreams), tłum. Tomasz S. Gałązka, Wyd. Czarne, Wołowiec 2021.
Denis Johnson continued. Zapamiętawszy duszną atmosferę opowiadań Syn Jezusa, po Sny o pociągach sięgnąłem natychmiast, zobaczywszy je na bibliotecznej półce. To powolna narracja opowiedziana epizodami.
Kolejne rozdziały tej niewielkiej prozy stanowią ilustrację następujących po sobie etapów życia głównego bohatera. Właśnie to zwraca uwagę — sukcesywne, niestykające się w czasie obrazy. Porównałbym więc narrację w tomie z fotografiami wyświetlanymi w fotoplastykonie lub pierwszymi filmami, w których zbyt mała częstotliwość wyświetlanych klatek nie tworzyła nieprzerwanego strumienia, pozwalając na dostrzeżenie przerw. Dzięki temu każda część stanowi zwartą całość, ale jednocześnie zestawione razem tworzą konsekwentnie prowadzoną opowieść1.
W narracji Johnson przeplata jawę ze snem, zwodząc czytelnika.
O kim opowiada Johnson? O everymanie. O robotniku pracującym przy budowie linii kolejowej oraz przy wyrębie lasu. O człowieku pragnącym dobrej pracy, spokojnego życia, domu, do którego może wracać. O pragnieniu szczęścia, potrzebie miłości,
o okolicznościach zewnętrznych, które niszczą marzenia. I wreszcie o przetrwaniu, sile charakteru, braniu życia takim, jakie jest. Czy taki opis pasuje do wielu książek? Tak, ale Johnson potrafi to zrobić w sposób, który przykuwa odbiorcę. Jego lakoniczny, wypowiadany obojętnym tonem język buduje obraz człowieka i jego otoczenia w sposób kompletny. Wydaje się, że czytamy o wszystkim, co jest istotne, a zarazem tylko o tym. Narracja opisuje atmosferę pracy traczy i życia w miasteczku, ryzyka, na jakie narażeni są drwale i jednocześnie ich radości, gdy wypłata oznacza powrót do domu, lub też frustrację, jeżeli koniec pracy wiąże się z zanurzeniem
w codzienną pustkę. To ostatnie mocno wybija się z poszczególnych epizodów. Wspólne picie w gospodzie i sąsiedzka pomoc w pewnym momencie się kończą. Pozostaje wówczas zmierzenie się z życiem w pojedynkę, co najwyżej z żoną
i dziećmi przy boku, jeśli ma się szczęście. To podejście atmosferą przypomina Pocztówki Annie Proulx, powieść o zerwaniu więzi rodzinnych i o samotności.
W narracji Johnson przeplata jawę ze snem, zwodząc czytelnika — można się zgubić, nie zawsze wiedząc, w którym obszarze (nie)świadomości głównego bohatera się właśnie znajdujemy. W onirycznych fragmentach autor modyfikuje styl, staje się on lżejszy i mglisty. Jednocześnie zmiana następuje powoli, płynnie, bez przeskoku.
W ten symboliczny sposób oddaje walkę swojego protagonisty z tęsknotą za tragicznie utraconymi najbliższymi. Delikatność opisów znajduje swój dalszy ciąg
w przytaczanych wierzeniach rdzennych mieszkańców. Wówczas paralela rzeczywistości i marzeń, postępującej cywilizacji i zjednoczenia z naturą stają się niemal namacalne. W tle pobrzmiewa stukot pociągu o szyny, symbolu kształtującego życie i nierzeczywistość bohatera. W takich chwilach tajemniczości atmosferze opowieści dodaje fakt, że dzieje się ona daleko, gdzieś na gęsto zalesionym amerykańskim pograniczu.
Sny o pociągach to proza niepozorna, podobnie do o dziesięć lat wcześniejszego Syna Jezusa. Różni je temat i jeszcze bardziej przedstawiani bohaterowie. W obu wypadkach jednak chce się to czytać.
1 Porównaj z tomami opowiadań Elizabeth Strout: 1. Olive Kitteridge i 2. Olive powraca.
Powyższy artykuł stanowi obszerniejszą wersję tekstu, który ukazał się na łamach numeru 7/2021 Magazynu Literackiego Książki, a w momencie publikacji powyższej edycji był dostępny w wersji elektronicznej na stronie wydawcy (tutaj).