Elizabeth Strout, William (ang.: Oh William!), tłum. Ewa Horodyska, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa, 2021.
Elizabeth Strout po raz kolejny na plan pierwszy przywołuje Lucy Barton, jedną ze swoich ulubionych bohaterek. Ta opowieść to prostolinijna narracja pisarki
i jednocześnie kobiety po przejściach, pomagającej swojemu byłemu mężowi
w radzeniu sobie z problemami.
Na początku męczyłem się z tą powieścią. Pierwsze rozdziały wydawały mi się przegadane i nieco chaotyczne, dlatego też nie potrafiłem się w nich odnaleźć.
W połowie książki wydarzenia stały się bardziej uporządkowane i zacząłem dostrzegać coś, co umykało mi na pierwszych kilkudziesięciu stronach, a co znałem z poprzednich utworów — umiejętność autorki opisywania subtelności codziennych sytuacji, niuansów relacji międzyludzkich, celebrowania drobnych radości
i umiejętności cieszenia się chwilą. Zatrzymałem się wówczas i przekartkowałem początkowe strony, poszukując utraconych wrażeń.
W powieści wraca motyw sztuki pisania, widoczny przede wszystkim
w To, co możliwe (tutaj) oraz we wcześniejszej Mam na imię Lucy (recenzja). Przeżycia, a przede wszystkim cierpienie uszlachetnia (banał), zmusza do przemyśleń, a te
z kolei procentują jakością przekazu. „Po tym zaczęłam pisać szczerzej” wyznaje narratorka, bardziej współczując niż oceniając swoje otoczenie (czyniąc wyjątek dla postaci tytułowej).
Spojrzenie z dystansu na główne kobiece postaci w pisarstwie Strout, Olive Kitteridge i Lucy Barton pozwala na dostrzeżenie swoistego podobieństwa pomiędzy tak różnymi w charakterze bohaterkami.
W powieści łatwo dostrzec echa poprzednich utworów pisarki. Przypomina ona wybrane postaci wcześniejszych utworów, a najważniejsze wydarzenia umieszcza
w Maine, a nawet w tamtejszym miasteczku Shirley Falls nieistniejącym
w rzeczywistości, ale obecnym niemal w każdym tomie.
Spojrzenie z dystansu na główne kobiece postaci w pisarstwie Strout, Olive Kitteridge (patrz: wyróżniony nagrodą Pulitzera zbiór opowiadań Olive Kitteridge)
oraz Lucy Barton pozwala na dostrzeżenie swoistego podobieństwa pomiędzy tak różnymi w charakterze bohaterkami. Każda z nich opisuje życie na swój sposób. Pierwsza twardo stąpa po ziemi, kształtując swoje życie odważnymi i szybko podejmowanymi decyzjami. Druga z kolei wybiera pióro do przedstawienia rzeczywistości, co pozwala skupić się na tym, co nieuchwytne i jednocześnie umożliwia wyjście z cienia przeszłości (patrz też: Natalia Delewa Niewidzialni).
William wymaga czasu, aby się do powieści przekonać i nie dorównuje największym przebojom pisarki. Po porażce, jaką moim zdaniem była wydana przed ponad dwoma laty Olive powraca (tutaj), pojawia się nadzieja, że w kolejnej powieści powróci Elizabeth Strout, jaką chciałoby się czytać.