Przeskocz do treści

Éric Vuillard, L’ordre du jour

Éric Vuillard, L’ordre du jour, Wyd. Actes Sud, Paryż, 2017.

Éric Vuillard należy do wielokrotnie nagradzanych pisarzy francuskich. A L’ordre du jour (Porządek dnia — tłum. moje) przyniósł mu Nagrodę Goncourtów w 2017 r.

Książka jest niepozorna — ledwie 150 stron kieszonkowego formatu, ale ciężar gatunkowy — ogromny. Na jej stronach Vuillard we frapujący sposób pokazuje, jak małe zło, ignorowane i lekceważone przez innych, rośnie w siłę, by na końcu stać się niemożliwym do zatrzymania monstrum. Ten potwór pożera wszystkich i wszystko, zostawiając tylko mu użytecznych, lecz również wyłącznie tak długo, jak są potrzebni. Potworowi na imię nazizm.

„Było ich dwudziestu czterech. […] dwudziestu czterech w czarnych, brązowych lub koniakowych płaszczach, dwadzieścia cztery pary ramion otulone wełną,  dwadzieścia cztery trzyczęściowe garnitury i taka sama liczba spodni
z zaszewkami”1. Powieść, a właściwie fabularyzowany reportaż historyczny, zaczyna się od spotkania najważniejszych przemysłowców niemieckich z przewodniczącym Reichstagu, czołowym działaczem NSDAP Hermannem Göringiem. On prosi o pieniądze, a zebrani nie odmawiają. W końcu, jak pisze Autor, „Korupcja jest niezmienną pozycją w budżecie wielkich firm, oznacza wiele nazwisk, lobbowanie, […], finansowanie partii (str.23)”. Mamy przeddzień wyborów 1933 r.

Książka jest niepozorna, ale ciężar gatunkowy — ogromny. Na jej stronach Vuillard we frapujący sposób pokazuje, jak małe zło, ignorowane i lekceważone przez innych, rośnie w siłę, by na końcu stać się niemożliwym do zatrzymania monstrum.

Wszyscy wiemy, co było dalej, a Éric Vuillard opisuje kolejny milowy krok Hitlera na arenie międzynarodowej: Anschluß. Krok po kroku, jak w dobrze ułożonym harmonogramie, zgodnie z rozkazem dnia (francuskie l’ordre oznacza porządek, rozkład, ale także rozkaz) obserwujemy niemiecką Realpolitik powoli osłabiającą wolę rządzących Austrią, którzy stopniowo ustępują, pozwalając blefującemu wrogowi na połknięcie swojej ojczyzny. A temu wszystkiemu przyglądają się Wielka Brytania i Francja, nie dostrzegając tego, co widzą jak na dłoni.

L’ordre du jour nie jest książką o historii Trzeciej Rzeszy. Vuillard z lodowatą bezwzględnością opisuje kolejne sceny dramatu: szantaż, uległość, dbanie o własne interesy, bezwzględność, propagandę, śmierć. Wrażenie potęguje krotochwilne tło. Oto kanclerz Austrii w trakcie karnawału jedzie do Berchtesgaden na najbardziej poniżającą rozmowę w swoim życiu. Ambasador Niemiec w Wielkiej Brytanii von Ribbentrop jowialnie bawi zebranych na pożegnalnym obiedzie, wydanym przez premiera Chamberlaina na jego cześć jako nowego Ministra Spraw Zagranicznych Rzeszy, podczas gdy czołgi niemieckie przekraczają granice dawnego Cesarstwa Habsburgów.

L’ordre du jour to nie tylko polityka. To tragedia tych, którzy nie potrafili się przeciwstawić butnej sile, lub byli za słabi. To śmierć tych, którzy ośmielili się myśleć inaczej, być innej narodowości, nie krzyczeć „Heil!”. To napisana wspaniałym językiem porażająca historia działania faktami, bo czyż „polityka faktów dokonanych nie jest najmocniejszym prawem?” pyta Vuillard. I zaczyna się od „dwudziestu czterech maszynek do liczenia [pieniędzy] u wrót piekieł”.

1 wszystkie tłumaczenia moje

Skrócona i zmieniona wersja niniejszego artykułu ukazała się w numerze 4/2022 Magazynu Literackiego Książki i w chwili redagowania niniejszego komentarza była dostępna na stronie wydawcy (tutaj).