Przeskocz do treści

Marc Elsberg, Helisa

Marc Elsberg, Helisa. Oni nas zastąpią (niem.: Helix). Wyd.: Grupa Wydawnicza Foksal, 2017.

Marc Elsberg (właściwie: Marcus Rafelsberger) jest austriackim pisarzem i felietonistą, autorem poczytnych dreszczowców. Helisa jest jego najnowszą powieścią niemal natychmiast przetłumaczoną na język polski i wydaną w naszym kraju. W tomie liczącym ponad sześćset stron Autor roztacza wizję rozwoju wydarzeń związanych z niekontrolowanym rozwojem badań genetycznych i ich wdrażaniem.
Historia jest prowadzona w dość typowy sposób dla współczesnych powieści.

Czytelnik zagłębia się w cztery różne wątki. Na początku nie są one ze sobą powiązane, ale wiadomo, że w pewnym momencie nastąpi ich przecięcie. Trup pojawia się już w pierwszym zdaniu, a jest nim ciało sekretarza stanu USA, który umiera w czasie swojego odczytu na pewnej międzynarodowej konferencji. Sekcja zwłok, która miała odpowiedzieć na pytanie o przyczynę śmierci dostojnika, jeszcze bardziej pogłębia frustrację badających, gdyż generuje kolejne pytania. Wyjęte
z klatki piersiowej serce wygląda inaczej niż zazwyczaj.

Przyznam, że na początku z lekkim dystansem brnąłem przez kolejne strony. Jednak w pewnym momencie „zaskoczyłem”, gdyż dalsze sześćset stron stanowi brawurowo poprowadzona fabuła.

W kolejnym wątku dowiadujemy się, iż w jednym z afrykańskich państw wykryto niewielkie pole kukurydzy odpornej na ataki owadów, podczas gdy wszędzie dookoła rośliny na polach umierają. Uprawa stanowiąca niewątpliwie stanowisko roślin GMO nie została nigdzie zarejestrowana zgodnie z międzynarodowymi regulacjami, a miejscowi rolnicy pytani o wyjaśnienie wzruszają ramionami, stwierdzając, że po prostu sieją zeszłoroczne ziarna. Sprawą interesuje się pracownik firmy pracującej nad genetyczną modyfikacją roślin.

Początkiem trzeciej fabuły jest nagłe zniknięcie niesłychanie zdolnej piętnastoletniej studentki MIT. Dziewczyna jest wszędzie monitorowana przez ochronę wynajętą przez jej matkę, ale nagle przepada, a pilnujący ją cień znajduje tylko jej ubranie oraz tajemniczy komunikat napisany jej charakterem pisma.

Wreszcie czwarty ciąg wydarzeń: walka o potomstwo. Po wielu latach wysiłków marzenie pewnego amerykańskiego małżeństwa jest bliskie spełnienia. Widzimy ich w czasie ostatniego już spotkania z lekarzem, które poprzedza procedurę zapłodnienia in vitro. I gdy wszystko już jest uzgodnione, lekarz pyta pacjentkę i jej męża, czy nie chcieliby rozważyć dania życia dziecku, którego cechy mogliby zdefiniować. Całkiem niedrogo.

Przyznam, że na początku z lekkim dystansem brnąłem przez kolejne strony. Jednak w pewnym momencie „zaskoczyłem”, gdyż dalsze sześćset stron stanowi brawurowo poprowadzona fabuła. Wątki zaczynają się splatać i akcja nabiera tempa. A finał ? Pokazuje on, że trudno jest oprzeć się pokusom, które mogą tworzyć przewagę.

Powieść dobrze się czyta. Niestety Autor nie uniknął w kilku miejscach pewnej sztampowości w przedstawianiu powagi opisywanych wydarzeń. Główne postaci nie są wystarczająco pogłębione, a niektóre ich zachowania wydają się przerysowane, czasem wręcz nieprawdopodobne. Może to tylko brak mojej wyobraźni, która nie dopuszcza, że przebieg wydarzeń może przybrać właśnie taki kierunek?
Powyższe zastrzeżenia nie wpływają na ogólny obraz tej powieści jako dobrej rozrywki na coraz dłuższe jesienne wieczory.

Zdjęcie: Jeremy Thomas na Unsplash