Jaga Słowińska, Czarnolas, wyd. Korporacja ha!art, Kraków, 2021.
Czarnolas to nieliczne strony i wiele tropów. Rzeczywistość przeplata się z baśnią
i nie wiesz, czy czytasz o tym, co bohaterowie widzą, czy przeżywasz to, co czują. Wątpisz, czy świat realny przeplata się z wyobrażonym, czy może zaświaty z jawą. Idziesz jednak dalej.
Jaga Słowińska używa znanych słów, ale zestawia je w zaskakujący sposób. Już pierwsze zdanie informujące czytających, że narracja opowiada o miejscu, „nad którym panowała powolność” zanurza nas w inny świat. Zrozumiałem, że to będzie rzeczywistość-nierzeczywistość oraz że ciąg układających się liter może nieść znaczenia, które wcześniej nie przyszły mi do głowy. Pamiętając tropy na przykład
u Olgi Hund (Psy ras drobnych), Łukasza Zawady (Fragmenty dziennika SI),
a z ubiegłorocznych lektur zagranicznych twórców u Tatiany Ţîbuleac (Lato, gdy mama miała zielone oczy), zagłębiałem się coraz bardziej w jagowy realno-baśniowy świat.
Podoba mi się ta proza wypełniona poezją i słowami, którym Jaga Słowińska nadaje nowe znaczenia.
Gdy od fabuły Czarnolasu odejmiemy rzeczywistość, zobaczymy świat, gdzie spokój
i niespieszność stanowią ciszę przed burzą. Wkraczamy w życie chłopca, z życia którego po kolei znikają jego najważniejsze postaci. On nie zdążył poznać już swojego ojca, gdyż tuż przed jego narodzeniem tamten nie wrócił, wychodząc, by załatwić codzienne sprawy. Powstała w ten sposób pustka wyssała chęć do życia
z jego matki, psa i na końcu ukochanego, cierpliwego i wszystko rozumiejącego wuja. Co dalej? Jak oswoić to, z czym pogodzić się nie sposób?
O tym właśnie czytamy. O ucieczce w nierealność. Ów surrealistyczny posmak pojawia się już na początku. Bezkrytycznie kochający siostrę i wszystkich, których ona otacza czułością, żyjący w zgodzie z naturą wuj Józef, czuje jej powiewy, wychwytuje też groźne pomruki zapowiadające brak fortuny. Odrzuca je jednak, bo dlaczego miałyby się zdarzyć? Potem „nierealność” materializuje się natłokiem nieszczęść, by wreszcie przybrać postać wejścia w świat na co dzień pozazmysłowy. Orientujemy się, że bohater prowadzi nas w leśny ostęp do ponurego miejsca spotkania ze Śmiercią. Ona sama natomiast w niczym nie przypomina wypełniającej popularne wyobrażenia kostuchy, czy posępnej
i chciwej pani zaczerpniętej przez Olgę Tokarczuk
z sumeryjskich mitów (Anna In w grobowcach świata). Chłopiec widzi miejsce, „w centrum którego siedziała Ona: piękna, fioletowo-złota i zimna”. Zatrzymałem się. Czy właśnie tak należy ją postrzegać? Jako część życia, a nie jego koniec (patrz też: Eduardo Antonio Parra: Parabole milczenia)?
Podoba mi się ta proza wypełniona poezją i słowami, którym Jaga Słowińska nadaje nowe znaczenia. Po prostu.