Przeskocz do treści

Jan Suzin, Nieźle się zapowiadało

Jan Suzin, Nieźle się zapowiadało, Wydawnictwo Arkady, Warszawa, 2021.

Niegdyś nie wyobrażałem sobie, aby westerny1 lub inne amerykańskie filmy mógł czytać ktoś inny. Jan Suzin, zmarły przed dziewięciu laty spiker polskiej telewizji, właśnie wydał książkę. Dziwiłem się, że dopiero teraz się pojawiła. Dlaczego tak późno? Odpowiedź na to pytanie znajduje się na ostatnich jej stronach.

Opracowanie zawiera felietony legendarnego (to straszne słowo, ale do Jana Suzina takie określenie pasuje, jak mało do kogo) spikera i lektora filmowego, w których opisuje on kulisy swojej pracy w telewizji. Szczególnie wciągające są początkowe rozdziały. Tam autor przedstawia pierwsze kroki w nowej pracy (wcześniej realizował się jako architekt), a zarazem początki tego medium w powojennej Polsce. Bardzo wymagająca, ręczna praca, swoją siermiężnością prawdopodobnie niewyobrażalna dla dzisiejszych pracowników, uwiarygodniała jednocześnie zapał twórców przy tworzeniu czegoś zupełnie nowego. Znając ekscytację związaną
z realizacją nowych projektów, gdy każdy etap stanowi krok w nieznane, czułem ten zapach emocji zapewne towarzyszący ówczesnym twórcom. W czasie lektury przypominałem sobie również wymowę filmu Czasy radia w reżyserii Woody’ego Allena. W nim twórca dzielił się wspomnieniami z dzieciństwa, któremu towarzyszyły początki komercyjnego rozwoju wynalazku Marconiego, Tesli i Popowa.

Nieźle się zapowiadało to nie tylko sentymentalna podróż
w przeszłość. To obcowanie ze starannym, eleganckim słowem.

Prawdopodobnie większość telewidzów zapamiętała Jana Suzina jako osobę bardzo stonowaną, która ciepłym, niskim głosem informowała o wydarzeniach, lub też kolejnych pozycjach telewizyjnego programu. Podobnie brzmi tekst — spokojny
i wyważony, ale jeżeli został uzupełniony pamięcią czytelnika lub czytelniczki, wówczas ożywał, zamieniając początkowo biało-czarny obraz w kolorową rzeczywistość dziejącą się z tyłu ekranu. Autor opowiada liczne anegdoty, a ich szczególna uroda wynika nie tylko z zabawności sytuacji, ale przede wszystkim ze zdystansowanej, chłodnej relacji. To tak, jak byśmy słuchali dowcipu, którego autor do ostatniego słowa zachowuje kamienną twarz. Wybuchy śmiechu towarzyszące lekturze mieszają się z zadumą lub nawet potrzebą zapanowania nad wzruszeniem, gdy autor przywołuje luminarzy ówczesnego telewizyjnego show-biznesu.

Zamieszczone w książce felietony to nie tylko sentymentalne wspomnienia, ale także historyczny przegląd pierwszych kilku dziesięcioleci rozwoju polskiej telewizji, wówczas jeszcze wyłącznie państwowej. Wydawca uzupełnił książkę innymi tekstami spikera, których motywem przewodnim jest Kazimierz Dolny. Wolumin wieńczy krótki wywiad z wdową po nim. Poza przedstawieniem głównego bohatera „po godzinach” fragment ten wyjaśnia, dlaczego pozycja ta pojawia się w księgarniach dopiero dzisiaj.

Myślę, że szczególną przyjemność w lekturze książki znajdą przedstawiciele pokolenia pamiętającego jeszcze inną telewizję niż dzisiejsza, a także ci, którzy uważają, że amerykańskim filmom czytanym przez kogoś innego niż Jan Suzin czegoś brakuje. Nieźle się zapowiadało to jednak nie tylko sentymentalna podróż
w przeszłość. To obcowanie ze starannym, eleganckim słowem.

1 Zobacz też: 1.Szlak Oregoński oraz 2.Mark Twain i skacząca żaba z Angels Camp.