Przeskocz do treści

Kallia Papadaki, Dendryty

Kallia Papadaki, Dendryty (grec.: Δενδρίτες), tłum. Ewa T. Szyler, Wydawnictwo Ezop (seria Wyszukane), Warszawa, 2020.

Dendryty Kallii Papadaki pokazują, że veni, vidi, vici nie spełnia się każdemu, że amerykański sen może się nie przyśnić również tym, którzy bardzo chcą.

Autorka prowadzi powieść dwuwątkowo. Stany Zjednoczone u schyłku drugiej dekady dwudziestego wieku pośród tłumów przybyszy witają młodego Greka, który z wyrzutami sumienia, ale i nadzieją oraz skromną sumką w kieszeni dociera do lepszego świata. Jego włoskie dokumenty sprawiają, że zostaje przygarnięty przez „rodaka”, drobnego przedsiębiorcę z wielkimi ambicjami, godnymi Ameryki. Kolejne rozdziały na przemian przerzucają nas pomiędzy pierwszą i drugą połową ubiegłego stulecia, szybko pozwalając się domyślić, że wątki się przetną.

Kallia Papadaki porównuje dwa imigranckie pokolenia. Tych, którzy wsiadając na statek, zostawili wszystko za sobą, zestawia z ich dziećmi. Zderza więc tęsknotę za ojczyzną, ciągłe oglądanie się wstecz i powolne otwieranie się na obcych, którzy
w końcu też są przybyszami szukającymi szczęścia, z ich dziećmi — porzucającymi język ojców i patrzącymi w przyszłość. Tylko niepowodzenie może im odebrać pewność siebie i skłonić do zwrócenia się myślami ku nieznanej ojczyźnie.

Dendryty stanowią opowieść o ludziach z krwi i kości, o ich radościach i problemach, o śmiałych decyzjach i błędach,
o konieczności coraz szybszej adaptacji do zmieniającego się otoczenia, czy o podejmowaniu ryzyka i ciężkiej pracy, które nie gwarantują sukcesu.

Zwraca uwagę tło opowieści. To wydarzenia historyczne dotykające ciał lub uczuć członków diaspory. Słyszałem ich emocje związane z przebiegiem wojen, czułem ich strach i niezrozumienie, kiedy zostają internowani jako obywatele wrogich państw oraz nadzieję, gdy następuje wojenny przełom, wyczuwałem obawy o przyszłość, gdy gospodarka zwalnia w związku z kryzysem paliwowym. Z drugiej strony Kallia Papadaki wciąga czytelnika w zakamarki kultury i obyczajów, gdy poznajemy włoskie i greckie smaczki oraz amerykańską atmosferę i koloryt (zobacz też „Zbuntowany Nowy Jork” Ewy Winnickiej).

Przede wszystkim Dendryty stanowią opowieść o ludziach z krwi i kości, o ich radościach i problemach, o śmiałych decyzjach i błędach, o konieczności coraz szybszej adaptacji do zmieniającego się otoczenia, czy o podejmowaniu ryzyka
i ciężkiej pracy, które nie gwarantują sukcesu. Autorka wciąga czytelnika wartkim językiem, a w długich zdaniach przeplata bieg wydarzeń z niby mimochodem wrzucanymi wtrąceniami budującymi całą złożoność sytuacji oraz motywacji
i rozterek swoich bohaterów. Początkowo odbierałem kolejne rozdziały jako rozgrzewkę zwykłej powieści obyczajowej, następnie już tylko późna pora skłoniła mnie do odłożenia dalszej lektury do kolejnego dnia, a w sobotni poranek, gdy gorąca kawa towarzyszyła ostatnim stronom, poczułem ukłucie żalu, że to już koniec. Dokładnie tak, jak po dotarciu do ostatniej kropki opisu Tlönu
w opowiadaniu Jorge Luisa Borgesa, z którego Kallia Papadaki zaczerpnęła motto.