Przeskocz do treści

Laurent Binet, Siódma funkcja języka

Laurent Binet, Siódma funkcja języka (franc.: La septième fonction du langage), tłum. Wiktor Dłuski, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2018.

Uff! Siódma funkcja języka Laurenta Bineta to prawdziwa jazda bez trzymanki. Powieść ta jest kryminałem, którego podstawowym celem nie jest trzymanie czytelników w napięciu w drodze do mordercy i nie chodzi w niej przede wszystkim o zagadkę.

Sławny krytyk literacki Roland Barthes umiera na skutek ran odniesionych po potrąceniu ciężarówką. To fakt roku 1980 we Francji. Potem Binet rozpoczyna spekulacje, czy na pewno był to wypadek. Może Barthes miał lub wiedział coś, co nie było na rękę innym? Autor sprawnie zaznajamia czytelnika z fundamentem teorii Romana Jakobsona o sześciu funkcjach języka. Tajemnicą jest siódma, nigdzie nie opublikowana, istniejąca jedynie w zapiskach. Jej opanowanie pozwala na dowolne manipulowanie ludźmi. Rozpoczyna się wyścig policjanta ze złodziejem i mordercą.

Tło powieści tworzą zbliżające się wybory prezydenckie oraz życie paryskich elit intelektualnych. Binet wprowadza bardzo wiele rzeczywistych postaci, tuzów życia intelektualnego Francji drugiej połowy XX w. To świetny punkt startowy do poznania tych nietuzinkowych postaci i ich dorobku naukowego. Ich udział w wydarzeniach obserwujemy głównie poprzez tyrady krasomówcze i błyskotliwe riposty często na niebotycznym poziomie abstrakcji. To oczywista kpina ze środowiska intelektualistów, którzy wydają się oderwani od codziennego życia, przebywając
w świecie szerzej niezrozumiałych teorii, którymi większość społeczeństwa w ogóle się nie interesuje. Uważna lektura pierwszych kilkudziesięciu stron, na kartach których autor wprowadza czytelnika w podstawowe aspekty lingwistyki i semiologii, pozwala na kontynuowanie lektury ze zrozumieniem i rozbawieniem.

Dla części czytelników Siódma funkcja języka zapewne okaże się przeintelektualizowana. Można ją jednak odczytać wielowymiarowo, jako kryminał, jako prześmiewczą prezentację wyalienowanych elit, […] lub też potraktować jako wstęp do semiotyki i bazę do dalszych poszukiwań.

W pastiszu Binet posuwa się znacznie dalej. Dostaje się wszystkim, od lewa do prawa, najwyższych urzędów nie oszczędzając. Jesteśmy świadkami retorycznych pojedynków, którym dodano wielowiekową tradycję, a w których przegrany płaci słoną cenę swojej niedoskonałości. Z drugiej strony przemowy te dokumentują erudycję autora brylującego komponowaniem coraz bardziej zawiłych wypowiedzi.

W trakcie wydarzeń formują się charaktery głównych bohaterów. Stereotypowy ksenofob o prawicowych poglądach komisarz Bayard w pewnym  momencie przestaje traktować śledztwa wyłącznie jako kolejnego projektu do odwalenia. Jego asystent, zahukany akademik, stopniowo staje się gwiazdorem rozgrywających się wydarzeń.  Te ostatnie jednak stają się mało ważne. Bardziej istotne są poszczególne, często oderwane od siebie sytuacje, Barthes'owska powieściowość.

Dla części czytelników Siódma funkcja języka zapewne okaże się przeintelektualizowana. Tego rywala Biegunów Olgi Tokarczuk do ubiegłorocznej The Man Booker International Prize (recenzja — tutaj) można jednak odczytać wielowymiarowo, jako kryminał, który w zakończeniu znajduje swoje rozwiązanie, jako prześmiewczą prezentację wyalienowanych elit, poznać absurdalność skrajnych poglądów lub też potraktować ją jako wstęp do semiotyki i bazę do dalszych poszukiwań. I wreszcie, że nawet najtęższe umysły to tylko ludzie ze swoimi słabościami, do których należą chęć pozostawania na świeczniku i strach przed strąceniem w niebyt. Dokonajcie wyboru. Ja z wypiekami na twarzy doczytałem do ostatniej strony. Zakończenie jest godne wytrawnej sensacyjnej fabuły.