Przeskocz do treści

Łukasz Barys, Kości, które nosisz w kieszeni

Łukasz Barys, Kości, które nosisz w kieszeni, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa, 2021.

W powieściowym debiucie Łukasza Barysa drobne przyjemności rozświetlają szarość życia bohaterów, rzeczywistość przenika się z zaświatami, legenda przebija się do codzienności, a wszystko relacjonuje nastolatka, której wiek nie dosięga dojrzałości spojrzenia.

Łukasz Barys, jak wielu przed nim, pokazuje świat biedy i odsunięcia na społeczny margines. Ta niewielka powieść przedstawia rodzinę, której się nie przelewa. Ojciec już dawno odszedł w siną dal, matka urabia się po łokcie w markecie, a babcia walczy z rakiem. Rzeczywistość oglądamy okiem nastolatki. Dziewczyna opiekuje się młodszym bratem, odzież kupuje w lumpeksie i pragnie, aby nie było gorzej. Świat, w którym trzeba przeżyć do jutra, a myślami dalej w przyszłość rzadko się wybiega, co najwyżej by pomarzyć, nie jest pozbawiony nadziei. Narratorka przywołuje ją, uciekając w kreowany przez siebie świat, w rzeczywistość, w której nie jest szykanowana w szkole za ubogi ubiór, nikt stereotypowo nie utożsamia jej z patologią (słowo często powtarzane w tekście), gdzie znajduje przyjaciółki wykazujące zrozumienie, choć już dawno zbudowano im okazały grobowiec na cmentarzu, czy wreszcie gdzie obcuje z postaciami z zaświatów i widzi zdarzenia niedostępne innym. Owo przenikanie się rzeczywistości z wyobrażeniami jest tak naturalne, że nie od razu się je zauważa. To ciekawy zabieg zachęcający do podążania za bohaterką dokonującą zaskakująco dojrzałych obserwacji (zobacz też: Anna Cieplak: Ma być czysto).

Ze stu trzydziestu stron połączonych ze sobą, ale w gruncie rzeczy epizodycznych opowieści wyłania się schludna całość. Czy jest  wyjątkowa? Nie, ale należy odnotować ten prozatorski debiut początkującego poety.

Tytułowe kości stanowią pretekst do opowiedzenia historii. Owe znalezione w ziemi odpadki pozostają w głowie przez cały czas lektury, choć żaden pług przez nie się nie przetacza. Nie kryje się za nimi żadna tragedia, ot, pozostałość po hodowli zwierząt, którą dziadek zarabiał na życie. Poza przedstawieniem codzienności nie brakuje w tekście szerszych społecznych odniesień, jak stereotypy podziałów społecznych, czy hipokryzja rządzących ciałem i chcących naszej duszy. Uwagę zwracają zabiegi stylistyczne autora, szczególnie porównania, w których nie ma nic z poezji, ale zaskakują swoją dosadnością i oryginalnością.

Chociaż temat ograny, ze stu trzydziestu stron połączonych ze sobą, ale w gruncie rzeczy epizodycznych opowieści wyłania się schludna całość. Czy jest wyjątkowa? Nie, ale należy odnotować ten prozatorski debiut początkującego poety.