Manon Steffan Ros, Niebieska księga z Nebo (wal.: Llyfr Glas Nebo), tłum. Marta Listewnik, Wydawnictwo Pauza, Warszawa, 2020.
Manon Steffan Ros napisała niewielką powieść o woli przetrwania. Niebieska księga
z Nebo traktuje również o człowieczeństwie, ludzkiej głupocie, złu, nadziei i strachu. Jej dystopijna fabuła odsłania się powoli i dwutorowo oczami matki i syna. Rzeczywistość w ich przekazach nie jest tożsama. Sytuacje opisywane przez chłopca brzmią zagadkowo i od samego początku nie odpowiadają doświadczeniu. Rozwiązanie stopniowo pojawia się w dojrzałym spojrzeniu rodzicielki, która rozdział po rozdziale przybliża znaczenie tajemniczego Kresu.
Poszczególne sceny odkrywają pytania relatywizujące ocenę dobra i zła.
Trudno nie skojarzyć powieści z kultową Drogą Cormaca McCarthy’ego (tutaj). Obydwa utwory jednak tyle samo łączy, ile dzieli. Nieokreślona na początku katastrofa niszczy dotychczasowy świat, na którym zostaje tylko ich dwoje. Nie wędrują, ale mieszkają tam, gdzie zastała ich rzeczywistość i gdzie z dnia na dzień walczą, by ich nie przygniotła, by nie doznać krzywdy od obcych, których widok napawa jedynie strachem. Zamiast stwierdzeń w Niebieskiej księdze z Nebo poszczególne sceny odkrywają pytania relatywizujące ocenę dobra i zła. Jaką potrzebę zaspokaja płodzenie dzieci w czasach niepewności jutra i fizycznego zagrożenia egzystencji? Czy to atawizm przetrwania gatunku, czy chęć dania życia i obdarzenia miłością nowego stworzenia, czy też tylko egoizm nadający sens życiu rodziców? Czy zabijanie z potrzeby przeżycia można usprawiedliwić? Czy zabieranie niezbędnych sprzętów z porzuconych domów stanowi kradzież?
Pojęcie przetrwania w powieści wybiega poza fizyczne jego rozumienie. Niebieska księga z Nebo powstała po walijsku, a nawiązania do tożsamości narodowej przewijają się do ostatniej strony. Ustami obydwojga narratorów Manon Steffan Ros pyta o istotność pielęgnowania mowy ojców. Niewątpliwą gratkę stanowią liczne nawiązania do spuścizny po współczesnych i dawnych twórcach tego niszowego języka — w sam raz, by rozpocząć poszukiwania.
Zakończenie powinno wywoływać w głównych bohaterach westchnienie ulgi. Tak się jednak nie dzieje. Sami zobaczcie dlaczego.