Przeskocz do treści

Mariusz Szczygieł, Nie ma

Mariusz Szczygieł, Nie ma, Wyd. Dowody na Istnienie, Warszawa, 2018.

Czego tam nie ma? Nie ma to Mariusz Szczygieł zróżnicowany. Formą, treścią, długością, językiem. To jest. A czego nie ma?

W Nie ma autor zebrał kilkadziesiąt reportaży pisanych w różnym czasie przed wydaniem zbioru; część z nich opublikowano. Zaczyna się wysokim C — wciągającym po końcówki włosów reportażem o czeskich pisarzach Violi Fischerovej i Pavle Buksie, w tym o ujmującej urodą korespondencji autora z poetką.

Gdy myślę o Nie ma, przychodzi mi do głowy słowo różnorodność. Mariusz Szczygieł podejmuje rozmaite tematy, sięga do różnych epok, pisze, zmieniając styl. To postrzegam jako ogromny walor, który łatwo zauważyć już po przeczytaniu kilku tekstów. W kolejnych rozdziałach przechodzę przez mroczne, a innym razem budujące historie bohaterów, poznaję codzienność zwykłych ludzi, których można spotkać na ulicy, dziwiąc się, że z takiej najzwyklejszej błahostki można wyczarować wciągającą opowieść. Potakuję, obserwując swojski polski grajdołek, by po chwili przeskoczyć do naszego południowego sąsiada, którego Szczygieł niewątpliwie uwielbia. Sentyment ten uwidacznia się w każdym zdaniu, trudno więc szukać u nas większego miłośnika Czechów oraz ich języka i kultury. A kejefciciek wymiata.

Jestem pod wrażeniem rozmaitych odsłon stehlíkowego pióra. Po zamknięciu ostatniej strony i odsłuchaniu ostatniej ścieżki nie czułem jednak czytelniczego dosytu.

Autor zmienia sposób relacjonowania. Czasem jest to opowieść, potem wywiad, tabela z Excela, rozmowa, w której czytamy tylko odpowiedzi. Mamy wreszcie zimny reportaż zbudowany wyłącznie z przytoczonych wydarzeń i relacji ich uczestników, pozbawiony odautorskiego komentarza, który poraża nie tylko zawartością, ale dystansem — czytelnik, czując jeżące się włosy na całym ciele, sam go ocenia
z rosnącym z każdą stroną przerażeniem.

W Nie ma zdarzają się teksty mniej interesujące. W tym wypadku nietuzinkowe interpretacje Mai Ostaszewskiej i Macieja Stuhra — poza wersją książkową korzystałem z audiobooka — pomagały mi poznać tekst w całości.

Choć faworyta do Nike 2019 upatrywałem w kim innym, jestem pod wrażeniem rozmaitych odsłon stehlíkowego pióra. Po zamknięciu ostatniej strony
i odsłuchaniu ostatniej ścieżki nie czułem jednak czytelniczego dosytu.