Przeskocz do treści

Miljenko Jergović, Mama Leone i inne opowiadania

W Literaturze na Świecie nr 11-12/2005 poświęconej głównie twórcom z byłej Jugosławii znalazłem trzy opowiadania o miłości Miljenki Jergovića. W tekście Mama Leone autor pisze o miłości niespełnionej, o niedocenianiu tego, co się ma,
o egoizmie w dążeniu po więcej niechęci do słuchania. Pokazuje, jak trudno dobrać słowa, gdy ukochanych rozdziela odległość, której nie mogą pokonać. U niego ten odstęp definiuje wojna. W krótkiej rozmowie chciałoby się powiedzieć tak wiele, ale brakuje słów. Rozmówcy wiedzą, że mają tylko chwilę, aby się otworzyć, ale co można przekazać w trakcie mgnienia oka, jeśli chce się opowiedzieć tak dużo? Wówczas właściwe słowa nie przychodzą. Może to otaczająca publiczność, która słyszy każde słowo, nie pozwala, aby się otworzyć? Czy gdyby ich nie było, powiedziałoby się więcej, śmielej, coś innego? Potem kontakt zostaje zerwany, następuje pustka, a wojna staje się tylko nieudolnym pretekstem na usprawiedliwienie niemocy.

Po co spotykać się po latach, gdy każde ma już swoje życie? Na to pytanie Jergović wydaje się odpowiadać w krótkim opowiadaniu Gdy przelatuje kondor, nie bój się. Czy jest sens, aby przywoływać przeszłość, gdy przeszłe wydarzenia nie mają już znaczenia? Po co spotykać się z nią, jej nowym partnerem i ich dzieckiem, kiedy nie ma sobie już nic do powiedzenia, gdy obiad w restauracji zamienia się w spotkanie męczące powoli upływającym czasem? Dlaczego łudzić się, że przeszłość, której już nie ma, nagle odżyje? Dlaczego odgrzewać stare wspomnienia w sytuacji, kiedy  tylko przyzwoitość nie powala spoglądać na zegarek? Jaki jest sens obiecywać kolejny kontakt, gdy nie ma już nic do powiedzenia, a nieszczerość obietnic dostrzegają obie strony?

O miłości niedokończonej czytamy w Ho freddo, ho molto freddo. Umiera ona fizycznie, gdyż tej silniejszej stronie brakuje opiekuńczych sił, a ta słabsza, beztroska, a jednocześnie wymagająca opieki z niczego nie daje sobie sprawy.

W każdym z tekstów pojawia się wojna, „wojna mojego życia, jedyna, którą pamiętam”, jak pisze narrator Mama Leone. Jej obraz różni się znacząco od przedstawionego w Sarajewskim Marlboro (recenzja). Mimo jednak, że stanowi ledwo majaczące tło, wpływa na losy bohaterów w fundamentalny sposób, bezpowrotnie zmieniając ich życie.

Te trzy opowiadania w głęboki, a jednocześnie nienarzucający się sposób docierają do sedna. Takiego Jergovića uwielbiam.

Przeczytaj też o innych utworach Miljenki Jergovicia: 1. Sarajewskie Marlboro, 2. Bębny nocy. Studium oraz 3. Nadprzyrodzony wyraz jego rąk.