Przeskocz do treści

Miljenko Jergović, Sarajewskie Marlboro

Miljenko Jergović, Sarajewskie Marlboro (Sarajevski Marlboro), tłum. Magdalena Petryńska i in., Wydawnictwo Akademickie Sedno, Warszawa, 2020.

W tomie Sarajewskie Marlboro wojna pojawia się niespiesznie. Miljenko Jergović stopniuje jej obecność. Kiedy jednak wyłania się już na poważnie, trudno o niej zapomnieć.

Redaktorzy wydania zebrali w jeden tom większość rozproszonych opowiadań, częściowo wcześniej publikowanych w Polsce. Sarajewskie Marlboro stanowi prozatorski debiut Jergovića, zawierając teksty bardzo zróżnicowane formą, od zwykłej opowieści o codzienności, poprzez bitewną historię do antywojennego traktatu. Właśnie to cenię w tym tomie najbardziej.

Autor powoli wprowadza czytelnika w atmosferę konfliktu tak, jak sam spór coraz bardziej oplatał mieszkańców, by na końcu całkowicie określać ich codzienność.

Dla większości mieszkańców dawnej Jugosławii słowo wojna określa wydarzenia pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych, a potem jeszcze konflikt w Kosowie. Jergović spędził w Sarajewie obleganym przez armię Serbów i Czarnogórców niemal rok. W Sarajewskim Marlboro obserwuje życie mieszkańców tego wielonarodowościowego i wielowyznaniowego miasta. Autor powoli wprowadza czytelnika w atmosferę konfliktu tak, jak sam spór coraz bardziej oplatał mieszkańców, by na końcu całkowicie określać ich byt. Najpierw więc pomruki wojenne dochodzą z dala, jakby dotyczyły kogoś innego, by stopniowo wejść
z butami w codzienność.

Wojenną wszechobecność autor odzwierciedla pojedynczymi historiami. Uderza ton opowiadań — to zimne obserwacje kogoś, kto stoi z boku, przygląda się i opisuje. Pokazuje nienawiść pomiędzy sąsiadami wcześniej spędzającymi wspólne wieczory przy rakii, nadzieję towarzyszącą oczekiwaniu na powrót domowników, którzy poszli do znajomych lub rodziny, albo też do studni po wodę. Jego bohaterowie nie rozdzierają szat, tracąc kogoś bliskiego, jakby większość z nich zdążyła zaakceptować to, co nieuniknione. Autor pokazuje także tragedię uratowanych, którzy dzięki interwencji sił międzynarodowych wyjeżdżają z oblężonego miasta, mając przy sobie tylko to, co są w stanie unieść i wiedząc, że to bilet w jedną stronę.

Opowiadania znajdują swoją kulminację w tekście List, w którym początkowe wyrzuty sumienia jego autora usprawiedliwiającego się z odczuwanego strachu, przekształcają się w spokojnie wypowiadane wojenne oskarżenie i bolesne konkluzje. Podobnie jak w późniejszych Bębnach nocy (tutaj) Jergović podkreśla, że eksplozja wybuchowej wieloetnicznej bośniackiej mieszanki nastąpiła na skutek iskry z zewnątrz.

Zbiór Sarajewskie Marlboro kończy Biblioteka. To porażająca w swojej wymowie instrukcja odczytywania statusu kolejnych ofiar artyleryjskich ataków na podstawie cech pożaru ich domu, w którym to procesie pomaga zidentyfikowanie płonącego zbioru książek. Czymże więc jest materialne odzwierciedlenie literatury, pyta Jergović, jeśli szybko znika w płomieniach lub jego rola sprowadza się do paliwa, dokładnie tak, jak widzą to bohaterowie dramatu Amélie Nothomb Les Combustibles (tutaj).

Jergović nie wyjaśnia powodów wojny bałkańskiej. Pokazuje jej destrukcyjny i często nieodwracalny wpływ, gdy partykularyzm nielicznych skutkuje nieszczęściem wielu.

Przeczytaj też o innych utworach Miljenki Jergovicia: 1. Mama Leone i inne opowiadania
oraz 2. Nadprzyrodzony wyraz jego rąk.