Roman Pisarski, O psie, który jeździł koleją, Wyd. Sara, Warszawa.
Mówi się, że psia miłość do człowieka jest silna i bezwarunkowa. A gdy dwunożne stworzenie odpłaci zwierzęciu tym samym, a przy okazji pozwoli mu cieszyć się wolnością, związek taki przetrwa wszelkie przeciwności losu.
Zapewne znacie opowiadanie Romana Pisarskiego O psie, który jeździł koleją, nieprawdaż? To wzruszająca opowieść dla młodzieży oparta na faktach. Mam nadzieję, że jeśli dotrwaliście do tego miejsca, to nie przerwiecie lektury. Olga Tokarczuk w wywiadzie, którego mi udzieliła w 2018 r. (tutaj), podzieliła się wrażeniem wyniesionym ze spotkań z czytelnikami, że tym ostatnim zależy, aby opisywana historia była prawdziwa. Ta właśnie jest, choć Pisarski użył wyobraźni, aby ją ubarwić.
Pewnego dnia na małej kolejowej stacyjce gdzieś we Włoszech pojawił się bezdomny pies, który wyskoczył tam z pociągu. Szybko zaprzyjaźnił się
z zawiadowcą stacji, a jego rodzina i pozostali pracownicy stacji niewiele później już nie wyobrażali sobie życia i pracy bez Lampo, jak go nazywano. Zwierzę nie zrezygnowało z podróży, ale zawsze wracało. Aż pewnego dnia…
Sięgnąłem dziś do tego opowiadania po kilkudziesięciu latach. Nie pamiętałem
z niego niemal nic poza tym, że przeczytałem je jeszcze w dniu wypożyczenia
z biblioteki. Zapewne tym częściej więc teraz musiałem wsuwać chusteczkę pod okulary. To wspaniała i wzruszająca opowieść o przyjaźni, miłości i poświęceniu. Prosta i trącąca melodramatem, ale ciekawa i z morałem, a dodatkowo, choć skierowana do młodego czytelnika, śmiało do wzięcia do dorosłej i bardziej doświadczonej życiowo ręki.
Takie historie przypominają, jak wielu zwierzętom mieszkającym w schroniskach można pomóc. Obiema rękami podpisuję się pod hasłem „adoptuj, nie kupuj”. Weźmiesz psa, a otrzymasz przyjaciela.