Olga Tokarczuk, Bieguni, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2008.
Jaka jest książka Bieguni Olgi Tokarczuk? Czytając ją w głębi fotela w domu, nie potrafiłem zaskoczyć. Monotonia i oczywistość, myślałem. Otworzywszy ją w pokoju hotelowym po kilku tygodniach podróży* poczułem, że trudno o lepszy moment,
a cytat z pierwszej strony — „Najbardziej dotkliwy jest bezruch”** dźwięczał do jej końca, w każdym następnym hotelu, w hałasie na lotnisku, w zimnym namiocie na kempingu, w czasie monotonnej jazdy przez pustynię szosą prostą po horyzont, przy włączonym znaku Zapnij pasy.
Olga Tokarczuk prowadzi czytelnika przez krótkie epizody rzeczywistości, skojarzenia odległe od siebie w czasie i przestrzeni, ale emanujące ruchem, przemieszczaniem się, niestałością. Podobnie było w czasie podróży: pięćdziesiąt dni i ponad trzydzieści różnych miejsc noclegu. Każdego ranka zmęczenie poprzedniego dnia ustępowało potrzebie dotarcia gdzieś dalej.
Otwierając okładkę książki, „zanurzamy się w miękkich, wyłożonych dywanem krągłościach tunelu, który powiedzie nas na pokład samolotu”.
Niektóre wątki Biegunów Autorka łączy w dłuższe opowieści oddzielone krótkimi osobistymi spostrzeżeniami. Nasza podróż, z porozrzucanymi epizodami, też miała swój ciąg: historia, literatura, przyroda.
W Biegunach nie tylko wszystko się zmienia. Dłuższe historie kończą się w sposób ostateczny jako śmierć, samotność, wypchany eksponat, serce wyjęte
z ciała i ukradkiem przewiezione przez granice. W podróży zdefiniowany jest tylko jej koniec; „Dobiegamy już do mety” — potem pozostają wspomnienia i fotografie jak części ciała zakonserwowane w formalinie.
Dla mnie Bieguni to przemijanie, które w tak oczywisty, ale zarazem oszczędny sposób pokazuje Olga Tokarczuk. Widzimy intensywne życie podróżującej kobiety, która nagle zauważa, że nie musi już pakować podpasek. Kibicujemy młodej matce, niedostrzegającej upływu czasu, jaki spędza, podróżując metrem, by zrozumieć, czego chce w życiu. "To wszystko marność" chciałoby się powiedzieć, czytając
o córce profesora Ruyscha, którą mimo rozległej wiedzy anatomicznej przeżyją „nawet preparaty, które przygotowywała z tak wielkim poświęceniem, anonimowo”.
O marności wołał kaznodzieja, mijany przez nas na głównej ulicy Las Vegas, egzemplifikacji kiczu i konsumpcji, ale nikt go nie słuchał.
Otwierając okładkę książki, „zanurzamy się w miękkich, wyłożonych dywanem krągłościach tunelu, który powiedzie nas na pokład samolotu”. I nawet jeśli nie każdemu z nas i nie wszystko z owych ponad czterystu stron podróży będzie się podobać, to na końcu „być może urodzimy się ponownie i tym razem będzie to właściwy czas i właściwe miejsce”.
I jeszcze jedno. Okładki obecnych wydań Biegunów różnią się od tej z pierwszej edycji. Krwiobieg na tle mapy (jak na zdjęciu) został zastąpiony układem nerwowym. To błąd — wszak właśnie serce pcha nas wciąż dalej i dalej.
*podróż do USA opisywana w opcji menu Książkowe podróże\Książkowe USA.
**wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki.
Zobacz też recenzje innych książek Olgi Tokarczuk: 1. Prowadź swój pług przez kości umarłych, 2. Prawiek i inne czasy, 3. Opowiadania bizarne i 4. Zgubiona dusza oraz rozmowę z autorką.