Oscar Wilde De Profundis ze zbioru: The Complete Works of Oscar Wilde, Wyd. Geddes & Grosset, New Lanark, Szkocja, 2005.
Oscar Wilde pisze z tytułowej otchłani. Powstałe w więzieniu De Profundis pokazuje duchową i artystyczną przemianę człowieka, kiedyś u szczytu powodzenia, potem na dnie rozpaczy.
Pisarska sława i wiążące się z nią pieniądze oraz zadowalający finansowo ożenek sprawiły, że Wilde wiódł życie króla socjety. Ten bon vivant wyznaczał towarzyskie trendy i mógł sobie pozwolić na wszelkie zachcianki. Jego biseksualizm i otwarte utrzymywanie stosunków homoseksualnych zakończyło się dwuletnim wyrokiem więzienia1. Z wyżyn społecznych Wilde upadł na dno przepaści, a w świecie realnym wyrok skutkował poważnymi finansowymi tarapatami niegdyś bogatego mieszczanina oraz ostatecznym rozpadem małżeństwa wraz z utratą praw rodzicielskich.
De Profundis to kilkudziesięciostronicowy list do ukochanego i przyjaciela.
W powstałym w ostatnim okresie uwięzienia tekście Wilde opisuje swoją przemianę duchową od upadku oraz smutku i rozpaczy, które jak otwarcie przyznaje, wypełniły go całkowicie do odzyskiwania równowagi i planowania powięziennej przyszłości.
O ile z pokorą przyznaje, że hulaszcze i narcystyczne życie zapewne zaprowadziło go tam, gdzie jest, otrząsnąwszy się, stwierdza, że niczego nie żałuje. Owo je ne regrette rien2 na kolejnych stronach staje się tym silniejsze, im precyzyjniej Wilde buduje swoje plany.
W […] De Profundis Irlandczyk pisze już całkiem świadomie
o tym, na czym zamierza się skupić jako artysta. Chce kierować się wolnością umysłu, odrzucając mieszczańską przewidywalność. Z jego wypowiedzi bije pewność, że obierana właśnie droga jest właściwa.
Znacznie więcej miejsca Irlandczyk poświęca spojrzeniu na sztukę — autor chce wieść dalsze życie jako twórca, tym razem już bez dotychczasowej wyrazistości lwa salonowego. Ów zwolennik modernistycznego l’art pour l'art, co dobitnie wyraził
w swoim najsłynniejszym dziele Portret Doriana Graya, dokonuje zmiany spojrzenia na sztukę. Wilde drobiazgowo analizuje drogę, jaką przeszedł, jako antynomista odrzucając moralność i religię oraz prawo, które ocenia jako niesprawiedliwe. Prawdziwość człowieczeństwa dostrzega w cierpieniu, gdyż jego zdaniem to ono stanowi źródło rzeczywistych przeżyć. Stąd już tylko krok do porównania Chrystusa z artystą, a jego poświęcenia do postawy bohatera romantycznego. W kontraście polegającym na odrzuceniu religii z jednoczesnym przyjęciem Syna Bożego jako wzorca Wilde posuwa się wręcz do stwierdzenia, że oto ponury Renesans przerwał odradzającą się myśl Chrystusa, którą dostrzegał w życiu Franciszka z Asyżu, Boskiej Komedii Dantego czy twórczości Giotta, psując ją. Z ulgą odnajduje ją ponownie
w Romantyzmie.
W ostatniej części De Profundis Irlandczyk pisze już całkiem świadomie o tym, na czym zamierza się skupić jako artysta. Chce kierować się wolnością umysłu, odrzucając mieszczańską przewidywalność. Z jego wypowiedzi bije pewność, że obierana właśnie droga jest właściwa. O ile w Smutku (patrz tutaj) C.S. Lewis godzi się z losem (po śmierci żony), Wilde w artystycznym wyznaniu wiary idzie o wiele dalej, wyznaczając sobie nowe cele rozwoju jako człowieka i artysty.
Pisząc, autor sięga nie tylko do biblijnego żywota Chrystusa, głęboko czerpie też
z uwielbianej przez siebie kultury starożytnej Grecji, a mit o Marsjaszu łączy
z romantyzmem wyrażanym przez Bożego Syna. W deklaracji braku żalu związanego z dotychczasowym życiem ogłasza jego zmianę, aby odkryć, jak pisze, sekrety „drugiej połowy ogrodu” — to nierzadko stosowany w literaturze motyw, pod którym skrywa się tajemniczy i nowy świat pełen doznań (patrz też Wzgórze przyśnień Arthura Machena).
De Profundis jest znakomitym odzwierciedleniem formacji człowieka i artysty. Ten niełatwy tekst przeczytałem z wypiekami na twarzy — w końcu Oscar Wilde to jeden z moich ulubionych twórców. „Eviva l’arte!”, jak pisał Tetmajer.
1 w Wielkiej Brytanii seks osób tej samej płci był karany jeszcze po Drugiej Wojnie Światowej, czego ofiarą stał się między innymi genialny matematyk Alan Turing
2 to oryginalny tytuł piosenki Edith Piaff oznaczający „niczego nie żałuję”.