Piotr Strzeżysz, Sen powrotu, Wyd. Bezdroża (Grupa Helion), Gliwice, 2016.
Sen powrotu Piotra Strzeżysza to moje trzecie spotkanie z jego relacjami z podróży. W niniejszej książce autor wraca na amerykański szlak.
Upór i niewidzialna siła, które pchają podróżnika, aby wznowił marszrutę i jechał coraz dalej — tak zdefiniowałbym motto tej książki. Poprzedni tom Powidoki (recenzja — tutaj) autor kończy nawiązaniem do przerwanej rowerowej wyprawy panamerykańskiej, która miała go zawieźć z Alaski do Ziemi Ognistej. Swój Sen powrotu zaczyna w tym samym miejscu, a następnie stopniowo przesuwa się na południe. Otwieram więc pierwszą stronę okładki i jadę wraz z nim.
Nie mam wątpliwości, że dla niego, samotnego podróżnika, istotne nie jest samo zwiedzenie miejsc, ale wrażenie, jakie one na nim wywrą, przeżycie, jakie będzie się z tym wiązać.
Podobnie do innych swoich reportaży (zobacz też późniejsze Zaistnienia) Piotr Strzeżysz koncentruje się na ludziach i wydarzeniach. Nie mam wątpliwości, że dla niego, samotnego podróżnika, istotne nie jest samo zwiedzenie miejsc, ale wrażenie, jakie one na nim wywrą, przeżycie, jakie będzie się z tym wiązać. Sen powrotu zawiera dwadzieścia epizodów, a wiedza, którą Piotr Strzeżysz kładzie przed czytelnikiem na talerzu, dotyczy życia, jakkolwiek banalnie to zabrzmi. Postrzeganie codzienności przez pryzmat stabilizacji, w której otaczamy się mnóstwem w istocie niepotrzebnych rzeczy, zostaje zderzone z obrazem niezamożnych mieszkańców Ameryki Środkowej i Południowej, którzy potrafili cieszyć się tym, co mają. Gdy czytałem relacje autora ze spotkań z nimi, kiedy całkowicie bezinteresownie gościli podróżnika w potrzebie, przypominałem sobie moje spostrzeżenia z podróży po Peru przed kilku laty. Bo co jest ważniejszego nad zdrowie, pracę wystarczającą do utrzymania się, rodzinę i przyjaciół, z którymi spędza się wieczór i dla których warto wstać następnego dnia? Do tych kluczowych rzeczy dodajmy znajdowanie radości w każdej przeżywanej chwili i obcowanie
z przyrodą — polecam urzekający opis spotkania autora z pancernikiem.
Piotr Strzeżysz ciekawie charakteryzuje blaski i cienie samotnej włóczęgi. Podróż to wolność, a fotografia klucza ptaków na okładce wprost się z nią kojarzy. Samotne przemieszczanie się to również brak bratniej duszy, do której można otworzyć gębę oraz konieczność samodzielnego poradzenia sobie z chorobą.
Każdy rozdział rozpoczyna się cytatem z cyklu o Muminkach Tove Jansson, co wzmacnia poetycki i pełen zadumy nastrój książki. Niekiedy nawet zatrzymywałem się w tym miejscu, próbując wyobrazić sobie zawartość następującego po nim tekstu. Ponieważ wszystkie były podobne w stylu, czasem musiałem przerwać nieco rozproszony.
Znam uczucie towarzyszące samotnej kilkutygodniowej podróży rowerem, ale nigdy o długości strzeżyszowej pielgrzymki. Z uwagi na emocje, które Sen powrotu z sobą niesie oraz na atmosferę, którą czułem w czasie lektury, odwracałem kolejne kartki, marząc, że kiedyś mój sen też się spełni.
Zobacz też film: