Przeskocz do treści

Pisząc, wierzę sobie. Rozmowa z Katarzyną Michalczak

Poetka, autorka tomu opowiadań, publikuje w kilku periodykach, współtworzy czasopismo literackie Drobiazgi, prowadzi szkolenia z twórczego pisania dla młodzieży, szkolenia z jogi, masaż japoński. Ponadto rysujesz — bardzo podobają mi się twoje scenki rodzajowe. Imponująca lista aktywności. I jeszcze doktorat z socjologii. Pracujesz w zawodzie?

Nie, nie. Absolutnie nie.

W lutym nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazał się twój drugi tom poetycki „Tysiąc saun”, a za poprzedni zbiór Pamięć przyjęć otrzymałaś nagrodę zarówno za projekt, jak i za debiut w 2018 r. Na czym polega nagradzanie za projekt tomu wierszy?

Polega to na tym, że rozpisywany jest konkurs na projekt książki, która jeszcze nie istnieje. Jury wybiera najlepszą propozycję i nagrodą jest wydanie książki. Najpierw wygrałam konkurs na projekt — dostałam nagrodę główną w 22. Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim imienia Jacka Berezina, dzięki czemu książka została wydana.
I ta właśnie książka została nagrodzona w kolejnym konkursie — otrzymała pierwszą nagrodę w 14. Ogólnopolskim Konkursie Literackim imienia Artura Fryza. Fajnie tak wymieniać swoje osiągnięcia i aktywności. Na co dzień o nich zupełnie zapominam.

Co jest twoją dominującą aktywnością?

Teraz chcę się skupić na tworzeniu literatury. Przypominam sobie czasem, jak dużo pracy włożyłam w doktorat z socjologii. Teraz myślę, że pomysł jego napisania w ogóle wziął się stąd, że nie miałam odwagi pisać tego, co naprawdę chciałam pisać. Pamiętam, jak wysłałam pierwszą wersję doktoratu do promotorki, Małgorzaty Fuszary, a ta powiedziała: „Pani Kasiu, pani napisała nie pracę naukową, tylko powieść”.

To był ważny sygnał?

Chyba tak (śmiech). Dlatego cieszę się, że teraz skupiam się na tym, co tak naprawdę jest dla mnie ważne, co ma sens: na wierszach i prozie.

Która forma wypowiedzi bardziej ci odpowiada?

Pisanie wierszy jest mi bliższe, bo robię to od najwcześniejszej młodości. Proza zawsze była dla mnie sporym wyzwaniem, dlatego mocno czuję się w tym wypadku debiutantką. Ale i to, i to sprawia mi frajdę i chcę uprawiać obie formy.

Teksty piosenek?

Na razie napisałam jeden tekst piosenki. Moje kumpele z zespołu Cudowne lata wiedziały, że piszę wiersze, więc poprosiły mnie o przygotowanie czegoś dla nich. Kosztowało mnie to sporo — mam poczucie, że przy pisaniu tekstu piosenki balansuje się pomiędzy banałem a czymś zbyt wyelaborowanym. Dlatego cały czas się bałam, czy nie osunę się w jedno lub drugie. Dziewczynom się jednak bardzo podobało, natychmiast miały pomysł na melodię i aranżację i nawet zaprosiły mnie do udziału „wokalno-głosowego”. Dlatego w tle słychać mój głos — element naszej rozmowy w studiu. Pisanie piosenki to jeszcze inna historia: to tekst, który się komuś od razu przyda. Bardzo miłe doświadczenie.

W Klubie snów (książka nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia 2020) każde opowiadanie jest o pewnym problemie w życiu bohaterów. Czy dobierałaś je z jakąś myślą?

Najpierw powstało sześć, potem, będąc już w kontakcie z Wydawnictwem Cyranka, napisałam pozostałe. Lubię ten tom za to, że przewija się w nim ta sama bohaterka w różnych odsłonach i pomysły, które przychodziły mi do głowy, to kolejne odsłony tej postaci. Tego może nie widać na pierwszy rzut oka. W zbiorach opowiadań, które czytałam, zawsze podobał mi się taki zabieg.

Wzorowałaś się na kimś?

Kocham Lucię Berlin, wielbię Alice Munro. Bardzo też cenię Krisztinę Toth, Roxane Gay, Lauren Groff.

W czasie lektury dostrzegam dużą zbieżność losów bohaterek z tobą: Miechów, rodzice lekarze. Czy czerpiesz ze swoich przeżyć?

Wydaje mi się, że jeżeli się cokolwiek tworzy, to korzysta się ze swojego doświadczenia. Dawniej pisarze i pisarki też pisząc, sięgali do tego, co przeżyli, ale nie interesowano się tak otwarcie tym, na ile, do jakiego stopnia, w jaki sposób to robią. Teraz bardzo dużo się o tym mówi, dyskutuje się o autobiografizmie. Gdybym nie mieszkała w Miechowie, to może nie umiałabym Miechowa wymyślić. To nie oznacza, że opowiadam dokładnie takie historie, jakie mi się przydarzyły. Moi rodzice są lekarzami, więc wiem, jak to jest, kiedy mama wraca z dyżuru. To nie oznacza, że mama Asi z opowiadania Śniło mi się, że spadałaś w przepaść, która zostawia córkę samą, ponieważ jedzie na imprezę rodzinną i boi się, że Asi coś się stanie, to jest moja mama. Wierzę, że są autorzy, którzy potrafią wymyślić historię bez korzystania z własnych doświadczeń, ale podstawą jest tu, żeby samemu sobie, samej sobie uwierzyć, pisząc. Czerpanie ze swojego doświadczenia bardzo się do osiągnięcia tego celu przydaje.

Czytając opowiadania, odniosłem wrażenie, że twój styl jest, nazwałbym to, bezpośredni. Piszesz tak po prostu, opisując zdarzenia. Nagle dociera do mnie, że to jest nietuzinkowy problem. Na przykład w opowiadaniu Jestem w ciąży, kiedy kobieta na firmowym ognisku dowiaduje się nie wprost, że jej kochanek nie odejdzie od żony, mimo składanych wcześniej obietnic. Bardzo posępne wrażenie wywarło na mnie opowiadanie Serduszniczka

To dobrze.

…kiedy dziecko tłumione przez rodziców ucieka w wyobraźnię, aby chronić się przed tym, co się dzieje dookoła. Niemal od razu skojarzyłem to z Labiryntem Fauna (film Guillermo del Toro, którego scenariusz następnie zaadaptowano w postaci powieści — przyp. AS). Spytam więc, czy chciałaś w poszczególnych opowiadaniach ukazać jakiś problem, np. wiecznego chłopca…

Nie, to nie było tak, że chciałam pokazać jakiś problem. Raczej miałam pomysł na historię. Zależało mi, aby opowiadania nie były jednoznaczne, żeby nie były tekstami z tezą. W opowiadaniu Jestem w ciąży rzeczywiście można powiedzieć, że pojawia się problem wiecznego chłopca, ale na przykład też kwestia aborcji. I kilka innych tematów pewnie jeszcze by się znalazło.

Czy któreś opowiadania mają dla ciebie szczególne znaczenie?

Serduszniczka. Wrażliwa dziewczynka, jaką też kiedyś byłam. Bardzo lubię tekst Rzeka czy jezioro, o dwóch śmierciach. O śmierciach osób, które nie były bliskimi bohaterki, ale mogły się nimi stać. Istniał ten potencjał, który wraz ze śmiercią osoby znika na zawsze. Też kiedyś przeżyłam taką stratę.

Zwróciłem uwagę na język. Piszesz krótkie zdania, relacjonując czytelnikowi wydarzenia. W pewnym momencie zastanowiłem się, czy przez opowiadania przekazujesz propozycję terapii, skoro jesteś socjolożką.

Nie chcę nauczać, w żadnym razie. Chcę się podzielić tym, co mi się pojawia że tak powiem w głowie,  i zostawić interpretację osobie, która czyta.

Próbowałaś stylizować język, stosując regionalizmy?

Starałam się, żeby moja praca nad językiem nie rzucała się w oczy, ale stwarzała jakiś klimat. Na przykład mamy dziewczynek mają specyficzny sposób mówienia, bardzo emocjonalny, chwilami wręcz egzaltowany. W wypowiedziach epizodycznych bohaterek, rdzennych miechowianek, wykorzystywałam regionalizmy miechowskie typu „byli my w sklepie”. Pamiętam, że po redakcji zostało to zmienione przez korektę. Na szczęście mogłam postawić veto. Bardzo podobają mi się różne smaczki językowe i bardzo cenię, jeśli u kogoś słyszę oryginalne zwroty. Nie mam poczucia, że (usta w ciup) powinniśmy się wysławiać poprawnie. Język to ciągła zmiana i to najbardziej w nim kocham. Zawiera w sobie nasze życie, więc po co go usztywniać do jakiejś z góry narzuconej jedynej poprawności.

Nad czym teraz pracujesz?

Nad drugą książką z opowiadaniami. Będzie inaczej niż w „Klubie snów”, a zarazem podobnie. Inaczej, bo tym razem trochę bardziej śmiesznie, bardziej dziwacznie.
A podobnie, bo tak samo jak w „Klubie snów” będą się powtarzać pewne motywy, określone bohaterki. Pojawi się też parę tematów z poprzedniej książki, ale, wydaje mi się, inaczej potraktowanych.

Napiszesz kiedyś powieść?

Opowiadanie jest taką wspaniałą formą. Mam dużo pomysłów na opowiadania
i jeszcze dużo do zrobienia w tej dziedzinie.