Przeskocz do treści

Roland Barthes, Imperium znaków

Roland Barthes, Imperium znaków (franc.: L’empire de signes), tłum. Adam Dziadek, Wydawnictwo KR, Warszawa, 1999.

Semiolog Roland Barthes odchodzi od narzędzia, jakim są znaki i znajduje przyjemność w ich poznawaniu. W Imperium znaków autor podróżuje przez japońskie  symbole, skupiając się na nich samych i dostrzegając subtelność wyrażania przez nie elementarnych wrażeń. Nie szuka niczego, co nie jest w nich wprost wypowiedziane.

Dla Europejczyka kultura japońska może być niezrozumiała. Barthes przekonuje, że nie trzeba jej znać, by rozumieć, albo raczej, by poczuć jej symbolikę w rysunkach, gestach, codziennych prostych czynnościach. Autor zaczyna od pokarmu, podstawowej czynności życiowej i pisze, że „tacka z posiłkiem przypomina finezyjny obraz”1. Delikatność przejawia się również w samym jedzeniu, a pałeczki „są narzędziem kuchennym odrzucającym krojenie, nabijanie, okaleczanie, przebijanie; […] pokarm brany pałeczką nie jest już ofiarą, na której dopuszczono się gwałtu”.

W przeciwieństwie do poglądów Barthes’a wyrażanych w pierwszych dziełach, w Imperium znaków autor odwraca się od potrzeby szukania dodatkowych znaczeń. Dostrzega
i podkreśla piękno wyrażane tu i teraz.

Ponieważ znaki kanji (alfabet japoński wywodzący się z chińskiego) tworzy się, pociągając pędzlem, Barthes odnajduje malarskie analogie w codziennych zachowaniach, konstrukcji miast, przedstawieniach teatru Bunrako. Na przykładzie tego ostatniego oraz, odwołując się do haiku, przeciwstawia skomplikowanie wyrażania znaczeń w kulturze Zachodu z japońską prostotą oddawania rzeczywistości, wspomagając się filozofią zen. Pięknie haiku Barthes poświęca zresztą obszerną część Imperium znaków. Podkreśla, że „[w opozycji do tzw. sztuki zachodniej ono] nigdy nie opisuje; jego sztuka jest przeciwopisowa; […] jest to moment dosłownie »nieuchwytny«, kiedy rzecz, będąc już tylko językiem, ma stać się mową”. Filozofia ta widoczna jest w Dzienniku żałobnym (recenzja — tutaj), którego nieliczne wpisy nawet są haiku, a także w wykładzie Światło obrazu (tutaj) — raz wykonane zdjęcie jest jak haiku, gdyż zapis „jest także niezmienny; wszystko jest dane od razu, nie wywołując chęci rozwoju”2.

W przeciwieństwie do poglądów Barthes’a wyrażanych w pierwszych dziełach, gdzie autor wyraźnie oddziela bezpośrednie znaczenie symboli (znaków, gestów, zachowań) od treści, które niosą, w Imperium znaków autor odwraca się od potrzeby szukania dodatkowych znaczeń. Dostrzega i podkreśla piękno wyrażane tu i teraz. Nie jest to więc analiza pisana językiem, który wymusza tłumaczenie
z „barthesowskiego” na francuski, jak pokpiwał Laurent Binet w Siódmej funkcji języka (recenzja — tutaj), ale próba oddania prostoty bezpośrednio, gdyż „w haiku […] zdania są zawsze proste”. Jak w każdym dobrze przygotowanym wykładzie, liczne zdjęcia ilustrują omawiane tezy, a fotografie japońskiej kaligrafii zachwycają pięknem.

1 jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki.

2 Roland Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii. Wyd. Alentheia, Warszawa, 2008.