Przeskocz do treści

Śmierć wiedzy eksperckiej?

Lipcowy magazyn Aeroflot Premium publikuje fragment książki Toma Nicholsa, amerykańskiego analityka politycznego, zatytułowanej The Death of Expertise (Śmierć wiedzy eksperckiej)1. Tekst ozdobiony ostrym cytatem z Isaaca Asimova zaczyna się równie mocno: „Jeszcze nigdy tak wiele osób nie miało tak szerokiego dostępu do tak ogromnego zasobu wiedzy i jednocześnie nie było tak odpornych na nauczenie się czegokolwiek”. Innymi słowy, każdy może publikować co i kiedy chce, a odbiorcy bezkrytycznie biorą wszystko w ciemno.

Za powyższy stan rzeczy Nichols obwinia głęboko zakorzenione w amerykańskim społeczeństwie poczucie równości, zgodnie z którym opinia każdego jest jednakowo ważna bez względu na to, czy wypowiadana jest przez eksperta, czy też ignoranta. Powoduje to, że ponieważ łatwiej nam akceptować poglądy odpowiadające naszym fobiom, intuicji lub doświadczeniu, odrzucamy argumentację, która zmierza do wnioskowania w innym kierunku. Wówczas nie ma dla nas znaczenia, kto te tezy wypowiada. Autor posuwa się do stwierdzenia, że schowani za klawiaturami komputera połączonego z internetem wolimy „się sprzeczać niż dyskutować, ubliżać niż słuchać”. W opublikowanym kilka lat wcześniej w The Federalist2 artykule, którego tezy rozwinął potem do wyżej wspomnianej książki, Nichols pisze wręcz, że
„w debacie politycznej nie odróżnia się już sformułowania »myli się Pan« od »jest Pan głupi«”.

Dalej autor wprost wymienia publicznie znane osoby, które wygłaszają poglądy sprzeczne z obecnymi osiągnięciami nauki. Podkreśla, że ich zachowanie, jako opiniotwórczych członków społeczeństwa, jest szczególnie groźne, gdyż ich wypowiedzi zostają łatwo przyswojone przez mniej krytyczną część społeczności3.

Czy powyższe tezy możemy odnieść na nasz rodzimy grunt? Nie brakuje publicznych wypowiedzi znanych osób na temat podawania dzieciom szczepionek, zgodności
z naturą zachowań LGBT, wpływu niekontrolowanego rozwoju światowej gospodarki i codziennego zachowania się człowieka na zmiany klimatyczne, które są wprost sprzeczne z aktualnym stanem wiedzy. Z drugiej strony wysyp stron internetowych i profili na portalach społecznościowych masowo produkujących „fake news” (czytaj: kłamstwa) również jest faktem. Skąd się bierze ich popularność? Może z braku naszej refleksji, gdy przyjmujemy do wiadomości kolejne tezy,
w pośpiechu skacząc pomiędzy tekstami? A potem tak chętnie je powtarzamy, przyjmując za swoje?

Trudno zgodzić się z jednym: z sugestią, jakoby demokracja i poczucie wolności objawiały w tym aspekcie swoją słabość. Jakie niebezpieczeństwo kryje się za taką tezą, aż nazbyt dobrze wiemy. Musimy się nauczyć z tego właściwie korzystać, co w tym wypadku oznacza m.in. autorską odpowiedzialność za słowo oraz krytycyzm przy lekturze. Wielkie znaczenie ma powszechne działanie tych, dla których wiedza, a nie przekonanie, jest wykładnikiem postępowania. Naukowcy, fachowcy, popularyzatorzy nauki, do piór, do klawiatur, a przede wszystkim do ludzi! Pokażcie nam, jak się uczyć i jak rozumieć, co się do nas mówi.

1 wszystkie tłumaczenia moje.

2 patrz tutaj.

3 oceniam to nawet  gorzej niż nachalne pozycjonowanie produktu w literaturze — patrz zbiór opowiadań Kolekcja nietypowych zdarzeń Toma Hanksa.