Przeskocz do treści

Ursula K. Le Guin — kto zacz?

Pytanie w tytule jest świadomie prowokacyjne. Ursula Kroeber Le Guin to jedna
z najbardziej znamienitych postaci fantastyki. O jej wielkości świadczy nie tylko deszcz nagród, jakimi obsypywano jej powieści i opowiadania, ale przede wszystkim nowatorskie pomysły, wielokulturowe nawiązania i poruszanie problemów dotyczących zderzeń na styku różnych sposobów myślenia. I co najważniejsze: wierność rzesz wielbicieli.

Jak wielu polskich czytelników swój romans z fantastyką naukową rozpocząłem, jeśli nie liczyć szkolnej lektury Jerzego Broszkiewicza Wielka, większa i największa, od Lema. Jego Powrót z gwiazd fascynował problemem różnego tempa upływu czasu oraz zderzeniem z całkowicie nową rzeczywistością, mimo powrotu fizycznie w to samo miejsce. Czy przedstawiany tam świat bardzo różni się od dzisiejszego?

Ursulę Le Guin podpowiedział mi kolega z ogólniaka. Chwyciłem pierwszą z brzegu, którą okazała się Lewa ręka ciemności wydana, o ile pamiętam, przez Wydawnictwo Literackie. Wpadłem w nią po uszy lub nawet głębiej. To właśnie odmienność kultury Getheńczyków i całkowite jej niezrozumienie przez przybysza, który próbuje ex cathedra narzucać nowe reguły, wciągnęły mnie bez reszty.

Po kilku latach fascynacji inną literaturą wróciłem do Le Guin, pochłaniając łapczywie jedną po drugiej, w kolejności, powieści z cyklu Ekumena. Lewą rękę ciemności, czwartą
z kolei, połknąłem z podobnym zaciekawieniem jak za pierwszym razem.

Potem przyszedł czas na cykl powieści Ziemiomorze. Odmienny, ale równie fascynujący. Dopiero czwarty tom Tehanu, napisany po latach przerwy, co widać, zaczął mnie nieco nużyć odwoływaniem do wcześniejszych motywów. Z podobnego powodu Opowieści z Ziemiomorza odłożyłem dość wcześnie. Inny wiatr też czeka jeszcze na półce.

Po kilku latach fascynacji inną literaturą wróciłem do Le Guin, pochłaniając łapczywie jedną po drugiej, w kolejności, powieści z cyklu Ekumena. Lewą rękę ciemności, czwartą z kolei, połknąłem z podobnym zaciekawieniem jak za pierwszym razem. A potem dalsze. Co prawda budzący się we mnie niepoprawny sceptyk szeptał, że kolejna powieść to znowu ta niekończąca się zima, że podobne problemy. Ostatecznie jednak nutka filozofii i nieokreśloność zakończenia wielu dzieł sprawiła, że marudzenie ucichło tak szybko, jak się pojawiło.

Twórczość pisarki wychodzi poza obce światy. Kilkukrotnie z dziećmi przeczytaliśmy krótki cykl o Kotolotkach. Kto wie, jaki to miało wpływ na to, że nie wyobrażamy sobie pełni naszej rodziny bez kotów. Z kolei Miejsce początku stanowiło chwilę wytchnienia od szybkiej codzienności. I wreszcie, sięgając znów do fantastyki, wbijający w fotel Wydziedziczeni.

Powrót przed kilku laty do baśniowego świata w postaci Lawinii nie wytrzymał próby czasu. Nie znalazłszy niczego nowego, po kilkudziesięciu stronach odłożyłem książkę i chyba już do niej nie wrócę. Nie zmienia to mojej fascynacji twórczością królowej s-f.

Pisząc pierwsze artykuły na niniejszej stronie, zacząłem marzyć o przeprowadzeniu wywiadu z Le Guin. Wyobrażałem sobie, że siedzimy w jej domu, a Autorka
z głębokości fotela opowiada o swoim świecie, niekoniecznie odpowiadając po kolei na moje pytania. Nie zdążyłem.