Przeskocz do treści

W.G. Sebald, Austerlitz

W.G. Sebald Austerlitz (niem.: Austerlitz), tłum. Małgorzata Łukasiewicz, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław, 2020.

Przeczytać Austerlitz W.G. Sebalda i dać się bez reszty pochłonąć tej powieści. Tak właśnie zrobiłem.

Przez ponad trzysta stron narrator snuje monolog, przywołując treści swoich przypadkowych spotkań z tytułowym Jacques’iem Austerlitzem — główną postacią fabuły. O pierwszym z wymienionych dowiadujemy się niewiele, wiedza o drugim stopniowo się przed czytelni(cz)kami odsłania. W relacji z przywoływanych spotkań  narrator bardzo szybko oddaje głos podstawowemu protagoniście. Austerlitz wypowiada się ciągiem skojarzeń, przeskakując, nie, przechodząc od tematu do tematu w sposób całkowicie przezroczysty, co sprawia, że pozornie trudna w formie wypowiedź prowadzi nas
w sposób, który nie pozwala oderwać się od lektury. Dzieje się tak bez względu na poruszany temat, a tych ostatnich jest wiele, od architektury i sztuki, poprzez historię i osobiste wspomnienia do zagadnień codziennego życia i przetrwania. Wszystko finalnie prowadzi do procesu poszukiwania tożsamości. Tytułowy bohater wychowany w walijskiej rodzinie zastępczej, do której trafił jako kilkuletni chłopiec tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, chce dotrzeć do swoich korzeni. Żmudnie podążając za stopniowo odkrywanymi śladami, zdobywa informacje otwierające oczy na jego pochodzenie
i przyczyny znalezienia się w zapamiętanym miejscu swojego dzieciństwa. To z kolei staje się punktem wyjścia najbardziej dojmujących, ale jednocześnie najistotniejszych egzystencjalnie rozważań.

W posłowiu do książki Wojciech Nowicki napisał, że do prozy Sebalda się wraca. To nieuniknione. […] Zachwyćmy się Austerlitzem.

Niemal każda sytuacja zostaje zapisana bardzo szczegółowo. Dotyczy to skojarzeń, opisu sceny wydarzeń, listy czynności i przedmiotów. Odnosiłem wrażenie, jakby towarzyszyła temu obawa, że to wszystko za chwilę uleci i dlatego szczegóły należy skrupulatnie utrwalić. Lektura podobny efekt wywoływała u mnie — skupienie, aby nie przeoczyć niczego. To podejście przywoływało mi przed oczy detaliczność przedstawianych historii przez Georgesa Pereca w powieści Życie. Instrukcja obsługi, przez Bernharda (np. Bratanek Wittgensteina. Przyjaźń), czy Siri Hustvedt (Świat w płomieniach).

Osobny poziom powieściowego przekazu stanowią zamieszczane w książce liczne fotografie. Widnieją w tekście dokładnie w takim miejscu, aby ilustrowały tekst,
z którym sąsiadują. Zdjęcia są monochromatyczne, niewyraźne, ale ich obecność dodaje treści autentyczności. Łatwo poddać się wrażeniu, że oto czytamy o czymś, co było lub istnieje w rzeczywistości. Czy dzięki temu dla nas, czytelniczek
i czytelników, taki przekaz staje się bardziej wiarygodny (zobacz też wywiad z Olgą Tokarczuk)? A przecież zdjęcia w swojej autentyczności nie mogą odzwierciedlać fikcji, czyż nie? Zmuszają jednak do analizy znaczenia ich zawartości w sposób niemal Barthesowski (Roland Barthes Światło obrazu. Uwagi o fotografii).

W posłowiu do książki Wojciech Nowicki napisał, że do prozy Sebalda się wraca. To nieuniknione. Po to, aby odkryć dotychczas niezauważone lub aby ponownie sycić się literackim majstersztykiem. A że w czasie redakcji przekładu prawdopodobnie pomylono Rudolfa Hessa z Rudolfem Hössem? Nic to. Zachwyćmy się Austerlitzem.