Maciej Wesołowski, Café Macondo. Reportaże z Kolumbii, Wyd. Agora, Warszawa, 2019.
Maciej Wesołowski nawiązując w tytule swojego reportażu do Márqueza, w Café Macondo. Reportaże z Kolumbii przybliża ten południowoamerykański kraj, który
z oddali niełatwo zrozumieć. Poprzez losy swoich bohaterów autor pokazuje czytelnikowi ostatnie kilkadziesiąt lat historii państwa kojarzonego przez wielu jedynie z Pablo Escobarem.
Reportaż zaczyna się od końca — przenosimy się do roku 2016, kiedy podpisany
w kubańskiej Hawanie traktat pokojowy pomiędzy rządem i największą armią partyzancką FARC kończy trwającą przez ponad pół wieku wojnę domową. Od tego momentu Wesołowski cofa się w czasie i poprzez tragiczne losy swoich rozmówców lub ich bliskich stopniowo odsłania wnętrze kraju i ludzi opętanych przemocą lub skrępowanych strachem. Kolejne epizody budują w czytelniku obraz przyczyn wszechobecnego niegdyś gwałtu oraz powodów powstania grup partyzanckich walczących przeciw organizmowi państwa. Autor przedstawia ich ewolucję od idealistów działających w kontrze reżimowi do krwiożerczej armii, która mordując
i porywając, zatraciła swoje ideały, stając się potworem żerującym na tych, których miała wybawić od cierpienia. W rezultacie rolnicy otrzymywali cięgi od obu stron: partyzantów — za sprzyjanie rządowi, od armii — za wspieranie guerilleros, dzieląc los swoich peruwiańskich braci z czasów działalności „Świetlistego szlaku”.
Kolejne rozdziały mocno oddziałują na czytelnicze doznania, [a] z poszczególnych reportaży wyłania się obraz przemian społecznych i systemu wartości mieszkańców Kolumbii. Jeśli czegoś brakuje, łatwo to uzupełnić.
Kolejne rozdziały mocno oddziałują na czytelnicze doznania. Nie wynika to nawet
z samego cierpienia ofiar i ich rodzin, ale z zobrazowania zjawiska metodycznego zarządzania poprzez terror, gdzie ważne są wyłącznie cele polityczne i pieniądze,
a cel uświęca środki. Na tym tle nawet zbrodnicza działalność króla narkotyków Pablo Escobara wydaje się blednąć. Maciej Wesołowski pozwala zrozumieć, dlaczego ten ostatni był zwalczany przez państwo oraz konkurentów i jednocześnie do dzisiaj jest czczony przez biedotę. Co prawda, argumentacja o jego silnej religijności i wyrzutach sumienia zupełnie mnie nie przekonuje, gdyż inwestycje
w poprawienie losu biedoty oceniam jako wyrachowanie, obecność króla narkotyków w pieśniach i narkoliteraturze staje się całkowicie zrozumiała.
Café Macondo nie jest jednak tylko opowieścią o przemocy. Maciej Wesołowski stara się wejść w dusze wszystkich ofiar i w bardzo poruszający sposób pokazuje, jak trudne jest przebaczenie i w jak ogromnym stopniu długotrwała przemoc niszczy człowieka, bez względu na to, po której stronie sporu się znajduje i czy stało się to jego decyzją, czy też został do tego zmuszony. Dzięki temu z poszczególnych reportaży wyłania się obraz przemian społecznych i systemu wartości mieszkańców Kolumbii. Jeśli czegoś brakuje, łatwo to uzupełnić domysłem lub dodatkową lekturą.
Jedyny zarzut, jaki mogę postawić autorowi, to nadmierna obszerność kilku rozdziałów. W czasie ich lektury odnosiłem wrażenie, że ciągnięte są niepotrzebnie oraz że uszczuplenie ich o kilka stron nie skutkowałoby utratą pełni przekazu,
a jednocześnie utrzymałoby dynamikę opowieści. Jako wartościowe oceniam skrócone kalendarium historyczne Kolumbii, które autor umieścił na końcu. Pokazując dzieje kraju od powstania niepodległościowego pod wodzą Simóna Bolívara do zawieszenia broni sprzed trzech lat, układa w głowach czytelników drogę przez wielość nazwisk i wydarzeń.
Przeczytaj też recenzję reportażu Małgorzaty Rejmer Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii.