Przeskocz do treści

Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem

Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem. Wydawnictwo Karakter, Kraków 2017.

Wspomnienia, obserwacje życia, opisy przeżyć związanych ze śmiercią matki Autora są treścią zbioru esejów Marcina Wichy. Na temat Rzeczy, których nie wyrzuciłem napisano już wiele; książkę doceniono opiniami krytyków m.in. „za oszczędność języka i bogactwo książki, która mówi o rzeczach najważniejszych: o żałobie, rodzinie, o Polsce i przede wszystkim o słowach i milczeniu” (cytat z www.polityka.pl; sentencja nagrody Paszporty Polityki 2017).

[...] odebrałem rozważania Autora jako próbę wydłużenia czasu spędzanego z kimś, czyje ciało już przykrywa ziemia. Wówczas nie ma znaczenia, czy obraz silnej i niezależnej osoby jest idealizowany, czy też myśli biegną ku chwilom bynajmniej nie kojarzonym z mile przywoływanymi wspomnieniami.

Będąc świadomy bardzo dobrych opinii o książce, w trakcie lektury starałem się spojrzeć na Rzeczy, których nie wyrzuciłem, dostrzegając bliskie mi odniesienia. Śmierć najbliższych osób powoduje przeżycia tak indywidualne, jak różni są opłakujący. Pamiętam, że otrząsnąwszy się po śmierci mojego Ojca, przez dłuższy czas zmagałem się z myślami, o iluż jeszcze rzeczach nie zdążyliśmy porozmawiać.
W podobny sposób odebrałem rozważania Autora jako próbę wydłużenia czasu spędzanego z kimś, czyje ciało już przykrywa ziemia. Wówczas nie ma znaczenia, czy obraz silnej i niezależnej osoby jest idealizowany, czy też myśli biegną ku chwilom bynajmniej nie kojarzonym z mile przywoływanymi wspomnieniami.

Marcin Wicha dużo miejsca poświęca pozostawionemu księgozbiorowi. Wiele tomów przywołuje refleksje związane z dzieciństwem lub wspomnienia przeżyć rodziców, znane jedynie z opowiadań. Rodzą one również całą serię skojarzeń
z dawną lub dzisiejszą rzeczywistością, których trafność sprawia, że trudno coś dodać. Podkreślając dbałość matki o kształcenie dzieci, którym proponowała ambitne lektury,  pokazuje jednocześnie wpływ nowej rzeczywistości na rynek księgarski. Oto próbka:

„Niekiedy — próbując ratować się przed upadkiem — właściciele porzucali ambitny asortyment i próbowali sprzedawać jakąś tandetę. Wtedy matka ogłaszała bojkot
i szukała następnego przedsiębiorcy z genem samozniszczenia”.

Czasami oboje zaglądali do księgarni usytuowanej w nowym domu, który „dziś już nie jest nowy i pewnie się tam wprowadził jakiś bank, apteka albo biuro telefonii komórkowej”.

Rozważania [...] mają bardzo indywidualny charakter. Uderza ciąg skojarzeń i znakomita umiejętność puentowania.

Podziwiając trafność obserwacji, czytelnik może się delektować słowem. Rozmowom o polityce towarzyszyła obserwacja adeptów życia publicznego „dostatecznie długo ćwiczonych w sztuce potakiwania, by zatracić wszelkie indywidualne cechy”. Autor nawiązuje do swoich żydowskich korzeni, pokazując jednocześnie postępującą komercjalizację i świętości, które tracą swoje znaczenie, gdyż dzięki stoiskom i straganom „wszyscy mieli udział w zyskach”.

Końcowe strony poświęcone są ostatnim dniom umierającej matki. Na tym tle uwidacznia się, odzwierciedlona przez język, obawa przed kategoryzacją. Dlatego też syn słyszy, że „Pana mamusia weszła na ostatnią prostą, że tak powiem”. Potem nadchodzi to, co nieuniknione. „— Śmiałam się w odpowiednich momentach. Potem się okaże, że były to jej ostatnie słowa”.

Zbiór kończy lista książek pozostawionych po selekcji i oddaniu/sprzedaniu,
z trudem, do antykwariatu. Otwiera ją Emma Jane Austin, która zawsze dawała zmarłej ukojenie, gdyż wiedziała, że „znów nikt nie umrze w połogu, nikogo nie wykończy gruźlica, […] hipochondryk Woodhouse dotrwa do ostatniej strony”.

Rozważania przedstawione przez Marcina Wichę mają bardzo indywidualny charakter. Uderza ciąg skojarzeń i znakomita umiejętność puentowania. Rzeczy, których nie wyrzuciłem są już kolejną pozycją książkową przeczytaną przeze mnie
w ostatnich tygodniach, podczas lektury której można się delektować słowem.