We wrocławskim Muzeum Narodowym można obejrzeć wystawę p.t. „Moda na Cranacha”. Otwarto ją dokładnie w 500. rocznicę ogłoszenia 95 tez przez Martina Lutra. Cytując za organizatorami ze strony internetowej Muzeum: „[Jest to] Wystawa ukazująca malarstwo doby Reformacji we Wrocławiu i na Śląsku przygotowana z okazji 500-lecia upublicznienia przez Marcina Lutra 95 tez w Wittenberdze. Kluczem do tej wyjątkowej prezentacji jest malarstwo Lucasa Cranacha i jego kręgu oraz ich oddziaływanie na Śląsku”.
Ekspozycji towarzyszą różne wydarzenia uzupełniające, jak i promujące ją samą. Zacząłem od jednej z nich — mającego miejsce w ubiegłą sobotę (16.12.2017) spaceru „Śladami dzieł Cranacha we Wrocławiu” poprowadzonego przez pana Piotra Oszczanowskiego. Dyrektor Muzeum Narodowego wiódł zainteresowanych, których zebrało się kilkudziesięcioro, śladami obrazów Cranachów zebranych w XVI
i XVII w. przez wrocławskich patrycjuszy. Pierwszym z miejsc były ogrody założone pod koniec XVI w. przez Laurencjusza Scholza (dzisiejszy pl. Dominikański; fotografia pokazuje miejsce, gdzie się znajdowały), gdzie oprócz licznie reprezentowanej roślinności pochodzącej z różnych miejsc, gromadzono również dzieła sztuki. Wśród nich znajdowały się 3 lub 4 obrazy Lucasa Cranacha starszego.
Ciekawostką jest fakt, że w początkowym okresie funkcjonowania kościoła św. Elżbiety jako luterańskiego, wieszając portrety czołowych przedstawicieli Reformacji, nie niszczono katolickiego wystroju świątyni.
Następnie zostaliśmy zaprowadzeni przed dawne domy kilku bogatych wrocławian z epoki, a skończyliśmy przechadzkę w kościele św. Elżbiety (Garnizonowym), który przez wieki był głównym kościołem ewangelickim we Wrocławiu. Każde z miejsc naznaczono obecnością dzieł Cranachów lub ich licznych naśladowców.
Lucas Cranach prowadził swoją pracownię w Wittenberdze, co szybko doprowadziło go do zetknięcia się z Lutrem. Zażyłość zaowocowała m.in. licznymi portretami autora 95 tez oraz innych przedstawicieli Reformacji. Ta ostatnia rozprzestrzeniała się zresztą bardzo szybko dzięki, dostępnemu już, wynalazkowi druku.
Ciekawostką jest fakt, że w początkowym okresie funkcjonowania kościoła św. Elżbiety jako luterańskiego, wieszając portrety czołowych przedstawicieli Reformacji, nie niszczono katolickiego wystroju świątyni.
Prowadzący spacer zakończył swój wykład zaproszeniem na wystawę. W krótkiej rozmowie ze mną uwypuklił ponownie główną myśli towarzyszącą jej organizacji, podkreślając, że ambicją kuratora nie było zebranie jak największej spuścizny po twórcy, a pokazanie związków jego malarstwa ze Śląskiem.
Rekomendacja wystarczająca. Do zobaczenia na wystawie.