Przeskocz do treści

Shangri-La

James Hilton, Zaginiony horyzont (ang.: The Lost Horizon), tłum. Witold Chwalewik, Wydawnictwo Książnica, Katowice, 2004.

Skąd bierze się siła mitu Szangri-La w popkulturze? Postanowiłem to sprawdzić, sięgając do kilkukrotnie sfilmowanej powieści Jamesa Hiltona. To właśnie tam zawarł on wizję idealnego świata wolnego od trosk.

Zasadnicza część powieści stanowi retrospekcję, do której sięga dwóch przyjaciół, wspominając na pierwszych stronach powieści trzeciego z druhów, niejakiego Conwaya. Postać ta jawi się jako nietuzinkowy bohater, znakomicie wykształcony
i nieprzeciętnie inteligentny członek brytyjskich służb dyplomatycznych. Dzięki determinacji i świetnemu zmysłowi organizacyjnemu doprowadza do ewakuacji obywateli Zjednoczonego Królestwa z ogarniętych wojną domową Chin lat trzydziestych XX w. Do ostatniego samolotu wsiada on sam wraz z trójką pasażerów: swoim współpracownikiem zapatrzonym w niego jak w obrazek oraz dwójką bliżej nieznanych i nieznających się osób. Zaplanowany do Hong-Kongu lot z nieznanych im na początku przyczyn wywozi ich w niedostępne górskie pustkowia Tybetu. Tam trafiają do buddyjskiego klasztoru Shangri-La zlokalizowanego na krawędzi głębokiej doliny u stóp ogromnego górskiego szczytu, o którym nikt wcześniej nie słyszał. Ukształtowanie powierzchni sprawia, że miejsce jest trudno dostępne, a droga do niego znana tylko nielicznym. Tak oto przybysze trafiają do odosobnionego świata, gdzie czas nie ma większego znaczenia, a ludzie żyją bez trosk rytmem wyznaczanym przez przyrodę i obyczaje. Mieszkańcy klasztoru mogą do woli poświęcić się rozwijaniu zainteresowań. W pewnym momencie Conway uświadamia sobie, że nie zjawił się tam przypadkiem.

Wykorzystując zestawienie przeciwnych sobie światów, obaj autorzy [Hilton i Hesse] stawiają fundamentalne pytanie o wybór życiowej drogi, udzielając odmiennych odpowiedzi.

Podobny pomysł utopijnego świata spotykamy w o dziesięć lat późniejszym koncepcie Kastalii wymyślonej przez Hermanna Hessego w jego ostatniej powieści Gra szklanych paciorków. W niej mechanizmy funkcjonowania społeczności zostały ściśle zdefiniowane przez człowieka i przez niego są kontrolowane. U Hiltona  szczegóły funkcjonowania klasztoru Szangri-La skrywane są przed przybyszami, by
z czasem odsłonić niezwyczajną i trudno wytłumaczalną  harmonię. Oba pomysły natomiast łączy jedno: mieszkańcy mają możliwość nieograniczonego oddawania się zainteresowaniom, żyjąc w bezpiecznym świecie bez żądz i życiowych trosk. Ponieważ zazwyczaj wszystko ma swoją cenę, również w obydwu przytoczonych przykładach idylla nie jest dana za darmo: u Hessego oznacza to reżim klasztorny,
u Hiltona brak perspektywy powrotu do znanej wcześniej rzeczywistości. Wykorzystując zestawienie przeciwnych sobie światów, obaj autorzy stawiają fundamentalne pytanie o wybór życiowej drogi, udzielając odmiennych odpowiedzi.

W powieści Zaginiony horyzont nie brakuje uproszczeń. Niewygodne związki przyczynowo-skutkowe Hilton pomija lub kwituje zdawkowym wyjaśnieniem. Niektóre reguły funkcjonowania społeczeństwa pachną naiwnością. U dociekliwych może to budzić irytację, na dłuższą metę jednak nie niszczy to przyjemności lektury. W końcu to fantastyka, a w każdym razie tak zakwalifikował tę powieść jej wydawca. Litościwie pomińmy też drobne rasowe uprzedzenia.

Obejrzałem dwie filmowe adaptacje tej powieści: Franka Capry oraz Charlesa Jarrota. W swoim obrazie z 1937 roku Włoch wprowadził niewielkie modyfikacje
w stosunku do literackiego pierwowzoru zapewne wynikające z chęci uatrakcyjnienia fabuły, kręcąc go w charakterystycznej dla tamtych czasów stylistyce. O niemal czterdzieści lat późniejsza ekranizacja Brytyjczyka (1973 rok) to w istocie wierny remake poprzednika nakręcony w formie musicalu. Wiele scen oraz pomysłów scenograficznych, a nawet niektóre dialogi zostało zaczerpniętych z filmu Capry bez żadnych lub istotnych zmian. O ile obie propozycje dość dosłownie wyjaśniają powieściowe przesłanie, o tyle nowsza adaptacja, wizualnie atrakcyjniejsza, poprzez banały dialogów i melodramatyczność scen spłyca przekaz Hiltona.

Zdjęcie: Barry Li na Unsplash.