Tommy Wieringa Piękna młoda żona (nid.: Een mooie jonge vrouw), tłum. Alicja Oczko, Wydawnictwo Pauza, Warszawa, 2019.
„Typowo męski punkt widzenia” — ten cytat z Seksmisji dźwięczał mi w głowie przy lekturze powieści Piękna młoda żona. Tommy Wieringa pisze dwuwarstwowo. Na wierzchu ślizgamy się po tematyce jakby skrojonej na dzisiejszy czas, głębiej znajdziemy zupełnie coś innego.
Opowiadanie głównej postaci, męża tytułowej żony, jak poznał swoją połowicę, nie ociera się o seksizm. Jest nim. Pierwsza scena, kiedy przyjaciele w towarzystwie żon rozmawiają na temat uniesionej nad rowerowym siodełkiem pupy jednej z nich, przypomina popularny temat tzw. męskich rozmów toczonych przy piwie
i okraszanych rechotem. Już wtedy, jak w filmie, Wieringa włącza delikatne, złowrogie brzmienie muzyki w tle, która nawiązaniem do śpiewu syren z mitu
o Odyseuszu towarzyszy późniejszej romantycznej scenie na łonie natury.
Pomimo walorów fabuły zakończenie powieści nie przekonuje mnie. Wynika to ze zbyt powierzchownego potraktowania relacji dwojga bohaterów, które autor próbował naprawiać słownymi uproszczeniami.
Edward jest wziętym wirusologiem i szybko akceptuje podejście swojego mentora wpajającego mu, że sukces naukowy wykuwa się przy pomocy deprecjonowania pracy innych. Tym i podobnymi bon motami autor przypomina o powszechności wyścigu szczurów. Początkowe potakiwanie w pewnym momencie zastąpiłem oznakami zniecierpliwienia, gdy kolejne mądrości wyskakiwały z tekstu z prędkością strzałów z karabinu maszynowego (podobnie w Krótkiej wymianie ognia Zyty Rudzkiej). Na szczęście, rosnącą irytację zastępowało zaciekawienie, w jaki sposób połączą się plan pierwszy i tło.
Warstwy fabularne proponowane przez autora celnie trafiają w percepcję czytelnika. Główny bohater powieści dzielnie walczy z drobnoustrojami, a historia miłości, w której czytelnik szybko wyczuwa, że happy end nie jest oczywisty, zawsze się podobała. Wieringa nie pozostaje jednak przy banale. Przekonuje, że nie jesteśmy w stanie przygotować się na wszystkie życiowe okoliczności. Od nas jednak zależy, czy niewiadomą potraktujemy jako nieszczęście, czy też jako wyzwanie, z którym należy się zmierzyć. Z drugiej strony, autor przygląda się ewolucji zachowań małżonków i poleca naszej spostrzegawczości analizę ich reakcji oraz skutków ich decyzji. Trudno rozstrzygnąć, czy wzajemne relacje wirusologa i jego pięknej, młodej żony są wynikiem kilkuletniego wspólnego życia, czy też skutkiem z pozoru niewinnego zachowania, które nieodwracalnie naznaczyło ich stosunki. A może to z góry zaplanowana gra jednej ze stron? Podoba mi się taka niejednoznaczność.
Pomimo walorów fabuły zakończenie powieści nie przekonuje mnie. Wynika to ze zbyt powierzchownego potraktowania relacji dwojga bohaterów, co autor próbował naprawiać słownymi uproszczeniami. Ta lektura na jeden wieczór pozostawia duży niedosyt.
Zobacz film: