Przeskocz do treści

Zyta Rudzka, Krótka wymiana ognia

Zyta Rudzka, Krótka wymiana ognia, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa, 2018.

Krótka wymiana ognia to rachunek życia poetki w jesieni życia. Chociaż nie — Zyta Rudzka napisała gorzką spowiedź starzejącej się kobiety, która chce żyć, ale która
w oczach innych wygląda jak „krzywo zawieszona reprodukcja Guerniki”*.

O jej poezji. Najpierw: „Krytyczka długo mówi o kimś, kogo bierze za mnie”, potem „Częściej skreślam, niż zapisuję. Backspace jest moją ojczyzną”, następnie „Przetwórstwo poetyckie jako towar ciężko zbywalny”, „Dlaczego pani łże?! Po co starym namiętność”? Wahań nastroju nie ma. Dół.

W powieści nakładają się na siebie rozważania narratorki o przeżytych latach oraz wspomnienia jej matki, będące przebłyskami postępującego zapominania. Przeplata się narzekanie z zadowoleniem, jakby poetka Roma chciała powiedzieć, że było wspaniale, że czerpała z życia pełnymi garściami, a teraz pozostaje samotność, dwóch byłych mężów, córka, której nie ma, matka do dzisiaj źle oceniająca decyzje swojego dziecka. Wspomnienie matki, która kochała mocno, ale na swój sposób, potęguje poczucie opuszczenia. To inny obraz rodzicielki niż u Marcina Wichy (Rzeczy, których nie wyrzuciłem — recenzja znajduje się tutaj), ale równie nostalgiczny.

Krótka wymiana ognia zdaje się gorzkim spojrzeniem na przebyte życie. Dystans do siebie narratorka podkreśla silnym sarkazmem. To typowe, gdy trudno się pogodzić z porażką.

Krótka wymiana ognia zdaje się gorzkim spojrzeniem na przebyte życie. To opowieść o tym, że kobietom jest trudniej. Myśl o starości powoduje strach, a strzelanina
z życiem kończy się defensywą i przyparciem do muru. Na końcu pozostaje samotność. A że „ex” też nie tryskają szczęściem? Cóż z tego?

Dystans do siebie narratorka podkreśla silnym sarkazmem. To typowe, gdy trudno się pogodzić z porażką. Początkowo słowotwórstwo i liczne bon moty budzą podziw i bawią. Jednak ich nadmiar z czasem zaczyna nużyć. To jedyna wada książki. Warto jednak dotrwać do dalszych stron. Dystans maleje, gdy zrozpaczona matka szuka córki, która nie chce dać się odnaleźć.

O jej samej. Najpierw „Tymczasem zrobiłam się stara”, „Już ona nie freliczka. Ona staro frelka”, „Mateusz rzucił mnie”, potem „Kocham panią”, „… kapliczka pewnie ciągle całkiem, całkiem”, następnie „…patrzy na mnie jak na wazę Etrusków”, ale
z kolei „Śmiałam się w głos”, „Podobał mi się. Z wice wersem”. I tak na przemian, do końca huśtawka nastrojów, od studzienki po radość. W którą stronę wychyli się wahadło na ostatniej stronie?

Zyta Rudzka podaje gorzki napój, który niełatwo przełknąć.

* wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki.