Aga Sarzyńska, Barszalona, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2017.
Narratorka Barszalonej Agi Sarzyńskiej patrzy na wielkie, katalońskie miasto przez pryzmat przybysza, a na bohaterów swoich obserwacji często wybiera tych, którzy docierając z daleka, szukają w nim swojego szczęścia. Przed naszymi, czytelniczek
i czytelników oczami miga wielokulturowy tygiel i podobne zróżnicowanie losów portretowanych postaci.
Książka stanowi zbiór kilkudziesięciu epizodów: obserwacji, kiedy narracja przesuwa przed naszymi oczami przechodniów, dialogów pozornie o niczym, z których wyłania się drugie oblicze znanej już wcześniej postaci, wydarzeń, ważnych dla ich uczestników i całkowicie obojętnych dla pozostałych. Całość zostaje spleciona nicią głównej bohaterki, a pierwszoosobowy przekaz wciąga w jej codzienne życie. Nie oglądamy jednak miejsc często opisywanych w przewodnikach. Narracja prowadzi nasz, czytelniczy wzrok po El Raval, miejscu dalekim od reprezentacyjnego, ale poznajemy postacie dla tej dzielnicy reprezentatywne. To przybysze zewsząd, autsajderzy, artyści zażywający wolności i martwiący się jedynie o dziś, młode kobiety uwięzione w sutenerskiej matni oraz różnej maści indywidua szukające alternatywnych form zarobkowania.
Autorka pisze swobodnie, żartobliwie, nie na serio. Nie stroni od kolokwializmów. Stylizacja ta sprawiała, że czułem się, jak bym stał tuż obok.
Kolejne sceny zarysowane są subiektywnie, tak jak widzi to książkowa przewodniczka, dostrzegając subtelności umykające pobieżnemu spojrzeniu. Wielość epizodów układa się w zwartą całość, a niejeden z nich można wyjąć, otrzymując niezależny wycinek. Czasem odnosiłem jednak wrażenie, że niektóre rozdziały nie wnoszą wiele do prezentacji poszczególnych bohaterów. Wówczas łapałem się na chęci przebiegnięcia tekstu wzrokiem. Wszystkie razem budują ciekawy obraz społeczności zamieszkującej opisywany kwartał uchwyconej na setkach fotografii — to niewątpliwie zbiorowy protagonista książki. Do stolicy Katalonii Aga Sarzyńska nawiązuje też w swojej drugiej książce — zbiorze opowiadań Małe historie z dużych miast (recenzja tutaj).
Autorka pisze swobodnie, żartobliwie, nie na serio. Nie stroni od kolokwializmów. Stylizacja ta sprawiała, że czułem się, jak bym stał tuż obok, a strzępy rozmów docierały do mnie wraz z papierosowym dymem i zapachem pochodzącym
z żarzących się resztek roślin innych niż tytoń. Wówczas gdzieniegdzie wplatane wulgaryzmy nie rażą. Książka prowadzi czytelnika przez kolejne strony raczej spokojnie, leniwie i tylko czasem poderwie z fotela, gdy postać, za którą trzymamy kciuki, wejdzie do niewłaściwej klatki schodowej. W Barszalonej nie znajdziemy literackich szaleństw — narracja operuje zwykłym językiem opowiadania historii, chociaż niektóre porównania zaskakują, a inne irytują. Doceniam w niej co innego: spacer po części miasta, do której nie każdy się zapuszcza. Ja też ją znam tylko
z opowieści.
Przeczytaj wywiad Agą Sarzyńską.