Przeskocz do treści

Bernadette McDonald, Kurtyka. Sztuka wolności

Bernadette McDonald, Kurtyka. Sztuka wolności, Wyd. Agora, Warszawa, 2018.

Bernadette McDonald i Wojtek Kurtyka to wyjątkowy duet. Pisarka jest jedną z najbardziej cenionych w świecie autorek książek o kulturze gór. Przed kilku laty wydała „Ucieczkę na szczyt” o luminarzach polskiej wspinaczki wysokogórskiej. Z kolei Wojtek Kurtyka (prosi, aby używać tej formy jego imienia), główna postać jej najnowszej pozycji Kurtyka. Sztuka wolności jest wyjątkowym polskim przedstawicielem tej elitarnej dziedziny. Dziedziny sztuki, jak udowadnia sam wspinacz.

Trudno nie zacząć od wątku literackiego. Ojcem bohatera Sztuki wolności był Tadeusz Kurtyka, znany wszystkim autor ekranizowanych „Zaklętych rewirów”, piszący jako Henryk Worcell. Odpowiednie geny zostały przekazane, co dokładnie widać po bogatym stylu publikacji i pamiętników Kurtyki juniora.

Przede wszystkim jednak Wojtek Kurtyka to wybitny wspinacz, wspaniały technik ustanawiający nowe drogi na najtrudniejszych ścianach, które pokonuje z małpią zręcznością. Odmiennie od wielu alpinistów dla niego od celu ważniejsza jest droga — nie szczyt sam w sobie, obcowanie z górami, gdzie czuje się wolny.

Książka jest fascynująca podobnie jak postać tytułowego bohatera. Po zamknięciu ostatniej strony zdałem sobie jednak sprawę, że mam w stosunku do niej mieszane uczucia.

Zachwyt, czyli dlaczego Kurtyka. Sztuka wolności mi się podoba.

Jest napisana inaczej niż wiele biografii ludzi gór. Czytając inne pozycje, często śledzimy wierne opisy kolejnych wypraw, a fakty zaczynają się zlewać, tworząc monotonną całość. Tutaj poznajemy motywację Kurtyki kierującą go ku kolejnej górze, jego przemyślenia związane z analizą i pokonywaniem kolejnych trudności. Wiemy, dlaczego się wspina i dlaczego odpuszcza.

Bernadette McDonald świetnie oddaje filozofię podejścia Kurtyki do gór. On ich nie zdobywa (tfu, jakie to okropne słowo!), on z nimi obcuje, stara się czuć ich ducha, szukając pełnego zespolenia, które daje mu poczucie wolności upajające jak narkotyk.

Kurtyka. Sztuka wolności jest również książką o zarządzaniu. Wojtka Kurtykę interesują wyłącznie rozwiązania nowatorskie, dziewicze przejścia, piękne trudne ściany, głęboka analiza i szybka realizacja (styl alpejski). Nie ceni kopiowania — umiłowanie perfekcji jest aż nazbyt widoczne. Steve Jobs gór (bez obrazy, proszę, jeśli porównanie wyda się panu Wojtkowi nietrafne)?

I wreszcie można ją odebrać jako wstęp do wspinania się. Wykorzystana terminologia sprawiła, że miałem okazję teoretycznego kształcenia początkowego
w zakresie technik wspinaczkowych.

Kropla dziegciu, czyli dlaczego Kurtyka. Sztuka wolności nie podoba mi się.

Przy podkreśleniu wszystkiego, o czym napisałem powyżej, odebrałem książkę,
a szczególnie kilka jej obszernych fragmentów, jako przesłodzony pean na cześć. Ciągłe podkreślanie niestandardowości zachowań, potrzeby łamania zasad, czasem dlatego, że są, stałe wykazywanie, że rezygnacja z wejścia na szczyt podyktowana została nieatrakcyjnością samego jego osiągnięcia (przecież wiemy o tym!) — nie piszę o aspektach bezpieczeństwa, które dla Kurtyki są niedyskutowalnym pryncypium — tworzy kolorową laurkę. Aż nie chce mi się wierzyć, że bohater tej trzystustronicowej opowieści akceptował to w całości.

Panie Wojtku, nie było tak, prawda?

Sprawdź też inne książki górskie: 1. Skazany na góry, 2. Himalaistki, 3. Nanga Parbat.