Hanya Yanagihara, Małe życie (ang. A Little Life), tłum. Jolanta Kozak, Wyd.W.A.B., Warszawa, 2016.
„Wiedział, co należy zrobić: trzy proste linie pionowe, najgłębsze i najdłuższe jak się da, wzdłuż żył na obu ramionach. A potem się położy i poczeka”. Małe życie dotyka trudnych tematów, a Hanya Yanagihara w przejmujący sposób ukazuje ból
i cierpienie skupione na jednym człowieku. Życiowe nieszczęścia ukształtują go na całe życie i w efekcie zniszczą.
Czytelnik poznaje kilkadziesiąt lat życia czterech przyjaciół. Są to ludzie
o odmiennych zainteresowaniach i innym stylu bycia. Jednak przyjaźń ta okazała się silniejsza od różnic, które ich dzieliły. Ludzie potrafią zrobić bardzo wiele, aby wspierać osobę, na której im zależy. To wsparcie jest okazywane szczególnie głównemu bohaterowi. Jude przeżył koszmarne dzieciństwo. Wydawać by się mogło, że to niemożliwe, aby życie mogło być aż tak okrutne. Czasami chciałem krzyknąć „Ileż można!” i przerywałem lekturę, gdyż emocje nie pozwalały czytać dalej. Chłopak starał się walczyć z traumą tak, jak umiał. Przyjął zasadę, że zrobi to sam; jego przyjaciele o niczym nie wiedzą. Do czasu.
Autorka stopniowo i konsekwentnie otwiera dzieje bohaterów. Mimo ponad ośmiuset stron wrażenie, że kolejne sceny dużo ważą w życiu przyjaciół, nie ustępuje ani na chwilę. Fabuła jest przeplatana wydarzeniami bieżącymi
i przeszłymi, czasem opisywanymi z różnych punktów widzenia. Niektóre zwroty akcji przedstawiane są jakby mimochodem, bez zbędnych słów. Nie wiadomo, co się zdarzy i pełny obraz pojawia się dopiero na końcu. Na samym końcu.
Autorka stopniowo i konsekwentnie otwiera dzieje bohaterów. Mimo ponad ośmiuset stron wrażenie, że kolejne sceny dużo ważą w życiu przyjaciół, nie ustępuje ani na chwilę. […] to świetna powieść obyczajowa pokazująca życie
i mentalność mieszkańców miasta, które nigdy nie śpi.
Chociaż wyczekiwałem powieści z utęsknieniem, odczekawszy kilka miesięcy
w kolejce w mojej bibliotece, początkowo trudno było mi się wciągnąć. Odnosiłem wrażenie, że jest to kolejna powieść obyczajowa jakich wiele. Gdy zaskoczyłem, pozostałe 740 stron przeczytałem w ciągu trzech dni, zarywając noce; czytałem dalej, mimo że zegarek tykając, oznajmiał, że do rana zostało tylko kilka godzin snu.
W treści znalazłem dwie nieścisłości, ale drobne i w ogóle nie wpływające na całość. Książka jest rzeczywiście niesamowita i warta czasu, który trzeba jej poświęcić. W tle czytelnik obserwuje Nowy Jork — to świetna powieść obyczajowa pokazująca życie
i mentalność mieszkańców miasta, które nigdy nie śpi. Tak naprawdę Hanya Yanagihara mówi o tym, co może zdarzyć się wszędzie. Podobnie jak w powieściach Ursuli K. LeGuin (tutaj), która prawdziwie ludzkie problemy przedstawia na odległych planetach i w zimowym krajobrazie.