Przeskocz do treści

Maciek Bielawski, Twarde parapety

Maciek Bielawski, Twarde parapety, Wydawnictwo Osobno, Wrocław, 2016.

Maciek Bielawski spojrzał wstecz. Zbiór Twarde parapety tworzą wspomnienia bohatera z dzieciństwa i lat młodzieńczych spędzonych w małomiasteczkowej PRL-owskiej rzeczywistości. To kilkadziesiąt epizodów połączonych osobą głównej postaci, chłopca, a następnie młodzieńca, chronologią — czytelnik poznaje następujące po sobie wydarzenia, a także jednością miejsca: dolnośląska Świdnica.

Twarde parapety mają dwa oblicza.

W kolejnych rozdziałach wracamy do schyłku gierkowskiego PRL-u oraz  do lat osiemdziesiątych. Już pierwsze opowiadanie definiuje główny wątek będący losem wielu rodzin i przeplatający się do ostatniej strony — tęsknota za ojcem, który wyjechał do Reichu, jak wówczas nazywano Republikę Federalną Niemiec, i który „kiedyś nas ściągnie”.

Twarde parapety mają dwa oblicza. Każdy rozdział przybliża jakiś aspekt PRL-owskiej rzeczywistości, tak dobrze znanej pokoleniu Maćka, protagonisty powieści. Autor pokazuje ją wraz z najsubtelniejszymi odcieniami, które z łatwością rozpoznają ci, którzy doświadczyli tego na własnej skórze. Sam niejednokrotnie niemal krzyczałem: Tak! Tak właśnie było! Kolejki w sklepach, gdy coś rzucili, pakamera na półpiętrze i garaż z przydziału chronione jak największy skarb, trzepak jako ośrodek podwórkowego życia, wyprawy do hal nieczynnej fabryki. Sentyment do czasów młodzieńczych odżył.

To celne obserwacje i ciekawe postaci jakby żywcem wyjęte
z tamtych czasów. Jednak nostalgia za starymi czasy zaczyna przytłaczać. Na szczęście ckliwość ustępuje miejsca spojrzeniu
w głąb duszy Maćka, dzięki czemu druga połowa książki znacznie zyskuje.

Siermiężna rzeczywistość stanowiła jednak tylko tło przeżyć młodego, wrażliwego i nieśmiałego chłopca. Rozpad rodziny oznaczał dla niego szybką i bolesną naukę życia od sprytniejszych i silniejszych oraz bezwzględność i obłudę dorosłych. Aż wreszcie, gdy tabliczka z nazwiskami obojga rodziców zostaje symbolicznie odkręcona z drzwi wejściowych, czytelnik zagłębia się w znacznie ciekawszy świat. PRL przesuwa się na daleki plan i zaglądamy do wnętrza dojrzewającego młodzieńca, który, szybko dorastając, wspiera coraz słabiej radzącą sobie z życiem matkę.

Twarde parapety to celne obserwacje i ciekawe postaci jakby żywcem wyjęte z tamtych czasów. Jednak nostalgia za starymi czasy, na początku bawiąc, potem zaczyna przytłaczać, co dodatkowo podkreśla duża liczba krótkich scen. To sporo literatury kapslowej, aby użyć sformułowania Pawła Sołtysa (tutaj). Na szczęście ckliwość ustępuje miejsca spojrzeniu w głąb duszy Maćka, dzięki czemu druga połowa książki znacznie zyskuje. Nie jest to więc tylko opis młodości, choć nie idyllicznej, to jednak wspominanej z sentymentem, ale także przede wszystkim formowanie się przedwcześnie doroślejącego młodzieńca.

Przeczytaj też: 1. recenzję późniejszego zbioru opowiadań Doktor Bianko, 2. wywiad z Maćkiem Bielawskim.