Sarah Hall, Madame Zero i inne opowiadania (ang.: Madame Zero i The Beautiful Indifference), tłum. Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Pauza, Warszawa, 2019.
Czytając Madame Zero, rozpędzałem się powoli. Sarah Hall nie od razu do mnie przemówiła. Okazało się jednak, że im dalej w tekst, tym więcej potrafiłem tam znaleźć.
Tom zawiera kilkanaście opowiadań składających się na dwa zbiory, które zostały wydane w Anglii osobno w odstępie sześciu lat. Czytając pierwszy z nich, tytułowy, długo się do niego przekonywałem. Po Pani Lis, wspaniałej i urzekającej historii otwierającej tom, żywo przystąpiłem do przewracania kolejnych kartek. Coś się jednak zacięło. Zastanawiałem się nawet, czy nie odłożyć tomu na dobre — historie nie przemawiały do mnie. W zmiennym nastroju dotarłem do połowy, a tam pierwsze opowiadanie drugiej części zbioru sprawiło, że dwa wieczory później zamykałem ostatnią stronę okładki, ciesząc się z lektury.
Zastanawiając się nad książką i próbując odpowiedzieć na pytanie, co z niej we mnie pozostanie, przerzucałem kolejne kartki Madame Zero, sprawdzając, co zapamiętałem. Zdałem sobie sprawę, że opowiadania układają się w trzy grupy. Pierwsza zawiera te z nich, które przypominałem sobie od razu, pamiętając wrażenie, jakie na mnie wywarły. Były bardzo osobiste i zaglądały głęboko do wnętrza ich bohaterów. Myślałem o prawdziwości opisywanych przeżyć oraz o tym, co ja czułbym, będąc w podobnej sytuacji.
Im więcej kartek Madame Zero przewrócimy, tym trudniej przyjdzie nam przerwać lekturę.
Inne opowiadania musiałem przebiec wzrokiem, aby przypomnieć sobie ich fabułę, sens oraz mój odbiór. Udawało mi się przywołać ich nastrój, który udzielał się również mnie. Pozostałe, na szczęście nieliczne, odtwarzałem z trudem nawet po dłuższym zatrzymaniu się na tekście. Zrozumiałem wówczas, dlaczego tak trudno się rozpędzałem — ponieważ one są zwykłe, znam już to.
W opowiadaniach Sarah Hall przeplata spojrzenie kobiety i mężczyzny, choć częściej śledzimy opisywaną rzeczywistość oczami jej bohaterek, czasem poznając ich codzienność, niekiedy ucieczkę od przeszłości i trudne wybory. W tekstach, które zapamiętałem, spełniony zostaje postulat Philipa Dicka o uchwyceniu bohatera
w najważniejszym momencie jego życia1. Autorka często odwołuje się do natury — jej protagonistka obserwuje ją lub się w nią zagłębia, jednocząc się z otaczającą przyrodą. Skoro więc im dalej w las, tym więcej drzew, jak mówi przysłowie, im więcej kartek Madame Zero przewrócimy, tym trudniej przyjdzie nam przerwać lekturę. Dlatego też wytrwajcie, czytając część pierwszą lub przeskoczcie od Pani Lis, odbijając się po drodze od Godziny luksusu i opowiadania Później jego duch
z apokaliptyczną wizją, która przypomniała mi Drogę McCarthy’ego (recenzja — tutaj), do strony zawierającej tytuł drugiej części opowiadań Piękna obojętność. Od tego momentu nie będziecie chcieli już odkładać książki na dłużej.
1 patrz też: recenzja opowiadania Philipa K. Dicka Elektryczna mrówka.
Przeczytaj też recenzję tomu opowiadań Floryda Lauren Groff.