Jesmyn Ward, Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie (ang.: Sing, Unburied, Sing), tłumaczenie Jędrzej Polak, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań, 2019.
Jesmyn Ward napisała Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie tak, że chce się czytać. Zwykła podróż do męża staje się przypowieścią o życiu. Bohaterowie jadą przez kilkaset kilometrów i stron tekstu, a ty cały czas chcesz wiedzieć, co będzie dalej.
O takich powieściach pisze się, że jest w nich wszystko. Missisipi, południowy wschód Stanów Zjednoczonych, dwudziesty wiek. On jest biały, ona — czarnoskóra. Mają dzieci. Jego ojciec nie przyjmuje do wiadomości istnienia narzeczonej syna („Mówiłem ci, żebyś ich nie sprowadzał do tego domu!”1). Prawo w praktyce różnicuje działania w zależności od pochodzenia sprawcy („ja jestem czarna, a ona biała, więc jak ktoś usłyszy, że się lejemy, i zadzwoni po gliny, to ja pójdę siedzieć,
a ona nie”). Rodzina wykazuje wyraźną dysfunkcję — brak opiekuńczości wobec dzieci („Każdemu słowu [skierowanemu do dziecka] towarzyszy klaps”), na skutek czego dziadkowie stają się rodzicami. Ward prezentuje zatem typowy społeczny koszmar.
Podwójne spojrzenie nie jest nowatorskim zabiegiem. Temat też nie jest nowy — literatura i film nierzadko go podejmują. Wyjątkowa natomiast jest realizacja.
Jesmyn Ward niewątpliwie wie, jak użyć słowa.
Jednak w Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie powyższe jest tłem. Istotą przeżyć bohaterów są tkwiące w nich demony dawnych lat i wydarzeń, z którymi ci nie potrafią sobie poradzić. Nie rozumieją, że tylko rozliczenie się z przeszłością uspokoi życie i pozwoli ze spokojem spojrzeć w przyszłość. Czytelnik poznaje rzeczywistość, słuchając dwugłosu, syna, który uczy się poznawania świata oraz jego matki. Czasami uzupełniany jest głosem trzecim — z zaświatów, z przeszłości, raz milczący, innym razem pełen wyrzutów. Jesteśmy w stanie porównać punkty widzenia, ale ich spojrzenia zazębiają się tylko częściowo i w większości dostajemy jedną relację — przebieg wydarzeń decyduje, którą z nich.
Podwójne spojrzenie nie jest nowatorskim zabiegiem2. Temat też nie jest nowy — literatura i film nierzadko go podejmują. Wyjątkowa natomiast jest realizacja. Bohaterów poznaje się nie wprost, nie poprzez odautorskie stwierdzenia, ale
z gestów, zachowań, indywidualnych przeżyć, sposobu wypowiadania się. Motywy często się przeplatają, utrzymując uwagę czytelnika w najwyższej gotowości, mimo że akcja toczy się powoli, z rzadka przyspieszając. Co prawda swoją długością lekki zawód sprawia jedna z ostatnich scen, ale to jedyna porcja dziegciu w tym ogromnym słoju miodu.
Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie jest bardzo dobrze napisane — Jesmyn Ward niewątpliwie wie, jak użyć słowa (patrz też: Zbieranie kości). W jej powieści właśnie to pociąga mnie najbardziej, urzeka wręcz.
1 wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki.
2 patrz też: 1. Vladimír Macura, Guwernantka, 2. Grégoire Delacourt, Widać było tylko szczęście. Także: 3. Petra Hůlová, Czas Czerwonych Gór.