Katarzyna Wiśniewska, Tłuczki, Wydawnictwo Nisza, Warszawa, 2018.
Tłuczki przenikają przez zamknięte drzwi mieszkania, pokazując naszą polską rzeczywistość ukrytą przed spojrzeniem z zewnątrz. Katarzyna Wiśniewska nie stroni od sarkazmu, ale nie śmiech towarzyszy lekturze kolejnych stron.
Centrum dużego miasta. Wincenty, głowa kilkupokoleniowej rodziny, przekazuje odziedziczone wzorce rodzinnych relacji. Od początku wszyscy wiedzą, kto ma zawsze rację (jak nie ma, patrz punkt pierwszy) oraz jakie wartości w życiu są najważniejsze. Kochający dziadek spędza wakacje z wnukami. Dzięki temu „razem
z miłością do gór […] wpoił im pogardę dla ludzkiej słabości”1. Słowo tłuczki to takie niewinne zdrobnienie. Nie jesteś głupim tłukiem, ale moim kochanym tłuczkiem. Potem pojawia się ton nieznoszący sprzeciwu, karanie za błędy, przekonanie
o zjedzeniu wszystkich rozumów i wreszcie córka znikająca za drzwiami sypialni ojca.
Podczas lektury odnosiłem wrażenie, że już to kiedyś czytałem. Przemoc domową, choć obserwowaną z innego punktu widzenia, a także wstydliwie ukrywaną patologię zachowań rodzinnych znajdujemy chociażby we „Wstydzie” Igi Zakrzewskiej-Morawek (recenzja — tutaj). Nielinearny sposób prowadzenia fabuły również upodabnia obie powieści. Na szczęście im dalej w głąb, tym różnice stają się czytelniejsze. Autorka skupia się na cynicznym okrucieństwie sprawcy, który
w poczuciu bezkarności posuwa się coraz dalej. Odkrywając kolejne rodzinne tajemnice, które pojawiały się niby mimochodem, coraz głębiej wbijałem się w fotel, niekontrolowanie wydobywając z siebie pomruki niedowierzania i współczucia.
Katarzyna Wiśniewska sprawnie prowadzi czytelnika, stopniowo odsłaniając to, co nieoczywiste. Rejestr językowy powieści współgra z opisywanymi wydarzeniami, a użyty sarkazm łagodzi poczucie zagubienia i sytuacji bez wyjścia. Choć temat i sposób podejścia nie są nowe, autorka porusza zagadnienia ważne społecznie. Powieść jest wartym uwagi debiutem.
Szukając przyczyn rodzinnej przemocy, Katarzyna Wiśniewska patrzy szerzej. Dostrzega, że są nimi nie tylko przyzwolenie otoczenia i dziedziczone wzorce. Autorka pokazuje, że podobne konsekwencje ma przymykanie oczu na przemoc
i wykorzystywanie ufności młodych ludzi w zamkniętych środowiskach, gdzie nie ma nadzoru z zewnątrz, a pojawiające się problemy zamiata się pod dywan. To wszystko potęguje poczucie bezkarności sprawców, czego konsekwencją jest bierność ofiar i poczucie matni, z której nie można się wydostać. Dalej pozostaje autodestrukcja i dziedziczenie zachowań lub próba wyrwania się z zaklętego kręgu, co często powoduje żałosne skutki.
Katarzyna Wiśniewska sprawnie prowadzi czytelnika, stopniowo odsłaniając to, co nieoczywiste. Rejestr językowy powieści współgra z opisywanymi wydarzeniami,
a użyty sarkazm łagodzi poczucie zagubienia i sytuacji bez wyjścia — duszna atmosfera niekiedy staje się nie do zniesienia. Choć temat i sposób podejścia nie są nowe, autorka porusza zagadnienia ważne społecznie. Powieść jest wartym uwagi debiutem.
Zwróćcie również uwagę na rysunek na okładce. Znakomicie oddaje zawartość powieści, co doceniłem po zakończeniu lektury.
1 cytat pochodzi z omawianej książki.
Przeczytaj recenzje pozostałych książek nominowanych do Nagrody Conrada 2019: 1. Olga Hund Psy ras drobnych, 2. Katarzyna Pochmara-Balcer Lekcje kwitnienia, 3. Łukasz Zawada Fragmenty dziennika SI oraz 4. Joanna Szyndler Kuba-Miami. Ucieczki i powroty.
Zobacz film.