Przeskocz do treści

Max Blecher, Rozświetlona jama. Dziennik sanatoryjny

Max Blecher, Rozświetlona jama. Dziennik sanatoryjny (rum. Vizuina luminată. Jurnal de sanatoriu), tłum. Joanna Kornaś-Warwas, Wyd. Książkowe Klimaty, Wrocław, 2018.

Max Blecher ustami swojego bohatera już na pierwszej stronie wspomnień Rozświetlona jama. Dziennik sanatoryjny pyta: „Na czym polega zatem doniosłość chwili, gdy jeszcze trwa"?*.
I dodaje: „Zdarza się nawet, że to, co kiedyś uważaliśmy za ważne i skrajnie dramatyczne, odchodząc do przeszłości, staje się bezbarwne". Narrator, nieuleczalnie chory, niemogący w pełni uczestniczyć w życiu, zaczyna doceniać wartość każdego momentu rzeczywistości i zastanawia się, co tworzy jej istotę i dlaczego ceni się pewne wspomnienia, do innych nie wracając.

Relacjonując wydarzenia, odpływa myślami w marzenia i po chwili nie jesteśmy już pewni, czy to jeszcze rzeczywistość, czy już wyobraźnia narratora. „Jeśli umyka mi znaczenie i doniosłość chwil," — pisze — „dzieje się tak być może dlatego, że w każdym momencie ja też im »umykam«, uciekając do zamkniętego świata". W ten sposób czytelnik jest uwodzony przeplatającymi się opisami i wyobrażeniami, starając się podążyć za pięknym językiem ciągu skojarzeń. Dla Blechera najwyraźniej nie ma znaczenia, czy to jawa, czy marzenie. Dlatego posługuje się „utraconymi nocą na zawsze fluorescencjami", jak określa swoją twórczość.

Śmiertelnie chory i przez większość czasu przykuty do łóżka autor-narrator tkwi niezmiennie w otaczającej rzeczywistości, ale ta ostatnia odsuwa go od siebie, wystawiając poza nawias. Tylko w sanatorium, gdzie spędza niemal cały czas i gdzie wszyscy dzielą podobny los, jest jej częścią. Owa niemożność życia w pełni prowadzi nader często do rozważań o śmierci, a sanatorium wielokrotnie w tekście staje się jej kwintesencją. Bo cóż pozostaje chorym, jak tylko żywić „jakąś samolubną
i perwersyjną satysfakcję z tego, że »wiedzieli« [o śmiertelnej chorobie współcierpiącego], podczas gdy chory, dla którego nie było ratunku, ignorował wszystko".

[...] czytelnik jest uwodzony przeplatającymi się opisami
i wyobrażeniami, starając się podążyć za pięknym językiem ciągu skojarzeń.

Blecher poetycko płynie od sceny do snu, od snu do marzenia i na powrót do rzeczywistości. Często na początku zapowiadając puentę, nie poprzestaje na tym, zapraszając czytelnika do swojego świata pomysłów. Czyż zabity koń i wysypisko śmieci nie kojarzą się z końcem wszystkiego? Czy radio produkcyjne, które przedstawia w jednej z opowieści, nie przypomina koncepcji drukarki 3D, ale opisanej kilkadziesiąt lat przed jej pojawieniem się?

Rozświetlona jama obrazuje człowieka, którego choroba i fizyczny ból powodują egzystencjonalne cierpienie spowodowane wymuszoną rolą obserwatora, który musi znaleźć miejsce dla siebie. To poszukiwanie jest wspaniałą przygodą wyobraźni, niewolną od delikatnego humoru, ale też przyprawioną gorzką refleksją przemijania.

*wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki.