Hermann Hesse długo musiał czekać, zanim po raz pierwszy sięgnąłem po jego twórczość. Zacząłem od jego najsłynniejszego dzieła Wilk stepowy. Popełniłem jednak błąd, wybierając na początek jego ekranizację, zamiast poznać tekst. Droga na skróty poprowadziła mnie na manowce. A było tak...
Nakręcony w 1974 roku i noszący tytuł literackiego pierwowzoru film Freda Haines’a znalazłem w bibliotece, mając do wyboru oryginalną, angielską lub niemiecką wersję językową. Ambicja nakazała mi włączyć tę ostatnią. Materia prozy niemieckiego noblisty podana w jego języku i skrócona do stu jeden minut okazała się barierą nie do przeskoczenia. Niewiele zrozumiałem z przewijających się przede mną scen poza głównym egzystencjalnym wątkiem poszukiwania prawdziwego siebie przez protagonistę, dojrzałego mężczyznę w średnim wieku. Nie pomogła w tym nawet sugestywna gra jednego z moich ulubionych aktorów, Szweda Maxa von Sydowa, którego pamiętałem jeszcze z filmów Ingmara Bergmana.
Po kilku latach postawiłem zacząć jeszcze raz. Poznawałem powieść, równolegle słuchając i czytając jej polski przekład. Pochłonęła mnie tak bardzo, a dodam, że obszerne jej fragmenty pochłaniałem, odtwarzając jej tekst z pliku dźwiękowego w
trakcie prowadzenia samochodu, że ocknąwszy się z chwilowego zatopienia się w tekście, odnosiłem wrażenie, że nie pamiętam ostatnich chwil otaczającej mnie rzeczywistości. O czym traktuje sztandarowe dzieło Niemca? To rozważania egzystencjalne ilustrowane życiem Harrego Hallera, zapewne alter ego pisarza i tytułowego bohatera — pięćdziesięciolatka negującego mieszczański styl życia, a przez to autsajdera skazanego na ostracyzm. Bohater Hessego pyta o sens egzystencji, o to, co w niej rzeczywiście ważne, po czym nagle zderza się z propozycją innego spojrzenia, czerpania nieskrępowanej radości z codziennych chwil i nieprzejmowania się jutrem. Sekwencja kilkudziesięciu stron przebiegania bohatera przez teatr magiczny pokazujący różne możliwości przeżywania tego, co niesie życie, daje mu sposobność poznania, kim właściwie jest i podjęcia decyzji o zmianie. Co zrobi?
Ponowne obejrzenie filmu Haines’a kilka dni po zamknięciu ostatniej strony okładki powieści sprawiło, że patrzyłem nań tak, jak bym widział go po raz pierwszy. Dzięki znajomości tekstu poszczególne sekwencje układały się wreszcie w zrozumiałą całość. Reżyserska interpretacja jednak nie podobała mi się. Obraz wydał mi się zestawieniem rwanych scen znacząco odległym od głębi literackiego oryginału (podobnie odebrałem ekranizację sienkiewiczowskiego Ogniem i mieczem Jerzego Hoffmana). Odnosiłem wręcz wrażenie, że potrafiłem podążać za fabułą tylko dlatego, że ją znałem. Nie wiem, czy można zrobić to lepiej, by jednocześnie nie zamęczyć widza, interpretacji Amerykańskiego twórcy jednak nie oceniam dobrze.
Opowieść znalazła swój dalszy ciąg w wydanym niemal dwadzieścia lat później opowiadaniu O wilku stepowym (Vom Steppenwolf) zawartym w tomie Podróże senne (Traumfähre). W nim Hesse otwarcie już kpi z drobnomieszczaństwa, prezentując swojego bohatera jako bardzo zdystansowanego do konwenansów i życia na serio.