Przeskocz do treści

Annie Ernaux o matce

Annie Ernaux, Une femme, Wyd. Éditions Gallimard, Paryż, 1987.

Annie Ernaux pisze o bólu po stracie. Noblistka odwołuje się do śmierci swojej matki, przywołując ją ze wspomnień i jednocześnie tworząc na nowo.

Esej otwiera cytat z Hegla mówiący, że błędem jest sądzić, aby wyparcie było niemożliwe, ponieważ nie istnieje ono realnie; pozostaje osadzone w bólu żyjących. W istocie okres od śmierci do pogrzebu narratorka (Ernaux od początku utożsamia się z nią) przeżywa na zimno. Działa automat każący załatwić to, co  niezbędne, a ból i otępienie przychodzą później. Znakomicie odzwierciedla to język tekstu. Do stypy narracja prowadzi czytających krótkimi zdaniami niemal pozbawionymi emocji. To relacja z wydarzeń. Potem gdy można sobie pozwolić na słabość, przychodzi przeżywanie: psychiczny dół, otępienie, niechęć do aktywności towarzyszące nieustannym myślom o nieodwracalności straty. Frazy stają się dłuższe, mniej
w nich opowiadania, a więcej autoanalizy.

Pisze wprost, że tylko słowa, w które ubierze obraz swojej matki, pozwolą na przywołanie prawdy o niej. […] Wyjaśnia, że dopiero połączenie wszystkich elementów oraz ich literackie przetworzenie (czytamy o projekcie literackim) doprowadzą do pokazania jej taką, jaką była.

Po kilkunastu stronach pojawia najważniejszy akapit całego tekstu. To odpowiedź na pytanie: „dlaczego o tym piszę?”. W tym miejscu kończy się użalanie się nad sobą,
a zaczyna tworzenie postaci. Ernaux pisze wprost, że tylko słowa, w które ubierze obraz swojej matki, pozwolą na przywołanie prawdy o niej. Inaczej niż Barthes (Roland Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii) czy Wicha (Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem) wyjaśnia, że dopiero połączenie wszystkich elementów wspomnień oraz ich literackie przetworzenie (czytamy
o projekcie literackim) doprowadzą do pokazania jej matki taką, jaką była. Ten swoisty, użyłbym sformułowania, subiektywny obiektywizm  z jednej strony demonstruje siłę literatury zdolną do stworzenia nowej rzeczywistości, z drugiej, o czym przekonujemy się na kolejnych stronach, charakteryzuje prezentowaną postać z wielu punktów widzenia, przypomina różne jej oblicza oraz, co ważne, wpływ na otoczenie. Widzimy więc matkę, żonę, właścicielkę sklepu widzianą odmiennie przez rodzinę i klientów, czy też wdowę, która wreszcie rozumie, że życie nie składa się tylko z poświęcenia. Dziś, bogatszy o noblowski wykład Olgi Tokarczuk, pomyślałbym więc
o prawdopodobnie nienazwanym wtedy pomyśle czułego narratora, próbującego zobaczyć wszystko, każdy aspekt postaci i jej postrzegania przez innych.

Obrazu całości dopełnia ostatnie kilkadziesiąt stron. To studium powolnego znikania i umierania osoby cierpiącej na chorobę Alzheimera. Najbardziej przejmujący nie jest opis zmiany zachowania będącego skutkiem postępującej degradacji układu nerwowego. To, co czytając, zaczynamy rozumieć, to początkowa świadomość chorej, co się z nią dzieje, a następnie powolne zanikanie poczucia rzeczywistości. Szok, jakiego doznaje rodzina, poznając diagnozę, pozwala się oswoić z tym, co nieuniknione (zobacz też: Eduardo Antonio Parra, Parabole myślenia). Tym samym więc Annie Ernaux zamyka pętlę swojej opowieści
i przestajemy dziwić się spokojowi z pierwszych stron.

W przeciwieństwie do narratora Barthes’a, który koncentruje się na sobie (Roland Barthes, Dziennik żałobny), opowieść Ernaux skupia się na charakteryzowanej postaci. Gdy przywołam przeżycia, które towarzyszyły mi po śmierci moich rodziców, propozycja ta okazuje się mi szczególnie bliska. Najlepsza.

Zobacz też: Annie Ernaux, La place.