Przeskocz do treści

Roland Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii

Roland Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii (franc.: La chambre claire. Note sur la photograpie), tłum. Jacek Trznadel, Wyd. Aletheia, Warszawa, 2008.

Światło obrazu powstało w niezwykłych okolicznościach. Roland Barthes, jeden
z najsłynniejszych francuskich krytyków literackich, semiolog, mieszkał przez większość życia z matką. Trauma związana z jej śmiercią znajduje ujście
w spontanicznie spisywanym Dzienniku żałobnym (recencja — tutaj). Pisał w nim: „Pośpiech (od kilku tygodni wciąż ponawiany), by odzyskać wolność (uporawszy się z opóźnieniami) i zabrać się za książkę o Fotografii, oznacza wstąpienie z moim smutkiem w pisanie”1. Później, tworząc Światło obrazu i wspominając chwile, gdy przeglądał zdjęcia matki, stwierdza: „[oglądałem] fotografie mojej matki, razem z nią cofając się w czasie, szukając prawdy twarzy, którą kochałem. I wreszcie znalazłem”2 (patrz też: Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem). Zdjęcie matki jako dziecka, które czytelnik poznaje jedynie z opisu — Barthes nie publikuje jego reprodukcji, gdyż, jak stwierdza, „ono istnieje tylko dla mnie” — staje się początkiem rozważań o naturze Fotografii.

Światło obrazu Rolanda Barthes’a pokazuje, jak przeżywanie smutku związanego ze śmiercią bliskiej osoby może wyzwalać twórcze siły. Efektem owego przełamania jest niestandardowe spojrzenie na fotografię i jej wpływ na obserwatora. Na mnie również.

Autor prowadzi rozważania w wielu kierunkach, świadomie broniąc się przed ograniczeniami wynikającymi z klasyfikowania. Wybrane zjawiska opisuje poprzez opozycję. Fotografia kontra film — ciągłość i natłok obrazów filmowych pozbawiają poszczególne ujęcia indywidualnego wyrazu, pomniejszając tym samym ich wartość. Zdjęcie zwraca uwagę patrzącego, odwołując się do tego, co społeczne, do otaczających lub znanych zjawisk. Jednak jego rzeczywistą wartość określa kluczowy szczegół, to „coś ”, co dobre zdjęcie powinno mieć. Tak powstaje zestawienie studium i punctum. A operator i spectator to dwa punkty widzenia, dwa różne cele.

Spostrzeżenia ilustrowane są przykładami zdjęć ludzi, najczęściej pochodzącymi od największych artystów fotografii, które Barthes prezentuje słowem i obrazem, zwracając uwagę na elementy dotyczące omawianych tez. Tekst to klarowny, mimo że filozoficzna otoczka, bogactwo terminologii i liczne wtrącenia wymagają skupionej lektury.

Nie obywa się bez powrotów do Dziennika żałobnego. Na szczęście uleczone czasem rany nie otwierają się powtórnie. Wspomnienia dotyczą idealnego obrazu matki, która „nigdy, w całym naszym wspólnym życiu nie zwróciła mi »uwagi«” lub jej choroby, co wymagało stałej opieki, a przez to zmieniło relacje z matka-syn na ojciec-córka („Stała się wtedy moją córeczką, łącząc się w ten sposób z dzieckiem, którym była na swoim pierwszym zdjęciu”).

Światło obrazu Rolanda Barthes’a pokazuje, jak przeżywanie smutku związanego ze śmiercią bliskiej osoby może wyzwalać twórcze siły. Efektem owego przełamania jest niestandardowe spojrzenie na fotografię i jej wpływ na obserwatora. Na mnie również. To wykład ciekawy, miejscami gęsty od rozważań. Miłośnikom fotografii, twórcom i oglądającym, otwiera oczy na, być może, nieznane obszary postrzegania.

1 cytat z: Roland Barthes, Dziennik żałobny, wpis z 23 marca 1978 r.

2 jeśli nie zaznaczono inaczej, cytaty pochodzą z omawianej książki.

Zobacz też: Roland Barthes, Imperium znaków.