Przeskocz do treści

Kornel Filipowicz, Ogród pana Nietschke

Kornel Filipowicz, Ogród pana Nietschke, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa, 1967 r.

Składając wizytę, ośmielam się czasem poszperać w książkach gospodarzy (za ich zgodą, oczywiście). W taki też sposób natrafiłem na niewielką powieść Kornela Filipowicza. W niej pozorny spokój głównego bohatera i sielankowa atmosfera kryją obawy przed powrotem przeszłości.

Akcja opowieści rozgrywa się gdzieś z Niemieckiej Republice Federalnej, jak kiedyś w oficjalnej PRLowskiej nomenklaturze nazywano Niemcy Zachodnie. Tytułowy bohater wiedzie spokojne życie emeryta. Wdowiec ten co jakiś czas spotyka się z córką i jej rodziną, na co dzień zaś skupia się na pielęgnacji swojego ogrodu (jakże by inaczej! zobacz też: Czytając Filipowicza). Typowe życie samotnika przerywane jest jedynie rozmowami z gospodynią, która utrzymuje jego domostwo w czystości oraz sąsiadem zza płotu. Ten ostatni, ku zazdrości protagonisty, lepiej radzi sobie z ujarzmianiem warzywno-kwiatowej natury.

Bardzo mi odpowiada taka proza, kameralna, subtelna, nienarzucająca się, zadająca pytania i zmuszająca do znalezienia odpowiedzi.

W precyzyjny, ale zarazem trudny do wychwycenia sposób narrator co kilkanaście stron mąci ową spokojną codzienność. Oto nieopodal ogrodu pojawia się wysokie ogrodzenie zazdrośnie strzegące terenu poza nim. Każdy pobyt pana Nietschke wśród warzyw zostaje zmącony jego widokiem, a niepokój wzmaga się wraz z plotką o wojskowym przeznaczeniu ogradzanego terenu. Innym razem sielankę burzy arsenał broni zgromadzony w domu sąsiada, który nasz bohater odkrywa, doglądając go w czasie choroby. Co jakiś czas pojawiają się u bramy jacyś ludzie, którzy domagają się nie wiadomo czego. I wreszcie wezwanie z sądu.

Narrator prowadzi swoją opowieść tak, że nic nie wydaje się oczywiste. Rutynową powtarzalność przerywa jakieś zdarzenie, czy też ledwo wyczuwalny bodziec z zewnątrz zasiewający nutkę niepokoju. Ta nieokreśloność zachęca do dociekania, co kryje się za pozornie nic nieznaczącymi wydarzeniami i dlaczego te ostatnie burzą spokój tytułowej postaci. Zakończenie tylko pozornie służy za wyjaśnienie. W rzeczywistości zasiewa w czytelnikach coraz większą niepewność i co najwyżej ukierunkowuje poszukiwania jednoznacznego wyjaśnienia.

Bardzo mi odpowiada taka proza, kameralna, subtelna, nienarzucająca się, zadająca pytania i zmuszająca do znalezienia odpowiedzi.