Małgorzata Lebda, Łakome, Wydawnictwo Znak, Kraków, 2023.
Śmierć jest naturalną koleją rzeczy. Tak normalną, jak życie blisko otaczającej natury. Jak codzienne pójście do sklepu. Jak wizyta znajomych z sąsiedztwa. Czy również jak zwierzęta hodowlane zmieniające się w mięso?
Debiutancka powieść Małgorzaty Lebdy snuje się powoli przez wieś położoną daleko od miasta, patrzy na okoliczne pola, przemierza las przecinany przez wartki strumień, w którym tkwią resztki życia, mimo że już po śmierci (więcej — patrz poniżej). Takie jest tempo niezbyt gęsto zapisanych trzystu stron. Układają się one w bytowanie pełne drobnych i na pozór nieistotnych wydarzeń układających się
w codzienność, w przemijający rok. Pamiętacie sześć wierszy zatytułowanych Pory miejsc z tomu poezji autorki zatytułowanego Mer de Glace? To właśnie to: rytm, spokój i drobiazgi wypełniające dzień.
Akceptowanie odejścia bliskich nie ma w sobie nic
z elegijności, staje się pogodzeniem się z nim. Rozumieją to nawet ci, który w swojej hiperaktywności starają się
w ostatniej chwili coś zmienić. W Łakomych umieranie po prostu istnieje, niezależnie czy oczekiwane czy nagłe.
[…] Koniec końców jednak należy skupić się na życiu, którego łakną narratorka i jej przyjaciółka.
Z tej spokojnej codzienności wybijają się wydarzenia, które należy oswoić. Zacznijmy od choroby, z której nie można się już wyzwolić. Dla wielu to tragedia niemożliwa do zaakceptowania, a tutaj staje się rzeczą przykrą, lecz naturalną, śmierć jako część życia. Akceptowanie odejścia bliskich nie ma w sobie nic z elegijności, staje się pogodzeniem się z nim. Rozumieją to nawet ci, który w swojej hiperaktywności starają się w ostatniej chwili coś zmienić. Podobnie jak w Po trochu Weroniki Gogoli, w Łakomych umieranie po prostu istnieje, niezależnie czy oczekiwane czy nagłe. Koniec końców jednak należy skupić się na życiu, którego łakną narratorka i jej przyjaciółka. A może łączy je jeszcze bliższa relacja? Nieważne. Co JEST ważne? Spokój, akceptacja (nawet tej okropnej ubojni za płotem), zmiana w zgodzie z naturą, miłość i przywiązanie. Rozwój wydarzeń czasami zaskakuje, odmiana nie następuje jednak gwałtownie, lecz wyłania się powoli. Stopniowo domyślamy się, co się stało.
Symbolem afirmacji życia i niegasnącego cyklu jego zamiany miejsc ze śmiercią staje się lisica, którą w powieści spotykamy już jako truchło objedzone przez zwierzynę i wypłukane płynącą wodą. Podobny motyw wykorzystała Sara Hall w opowiadaniu Pani Lis (z tomu Madame Zero) — obie mówią o tym samym, choć reprezentują inny życiowy etap. Obie też stały się tak ważne, że wywalczyły swoje miejsce na okładkach.
W czasie pierwszych kilkudziesięciu stron nie potrafiłem się wciągnąć, zadając sobie pytanie, o czym jest ta powieść. Potem jednak dałem się ponieść jej rytmowi, od czasu do czasu odkładając książkę i sięgając do wspomnianego wcześniej tomu poezji Małgorzaty Lebdy. Czytać? Tak, jeżeli nie nudzi Was brak sensacyjnego wątku, czy akcji od początku prowadzącej w określonym kierunku. Wtedy weźcie łakomie, ale nie na raz.