Claudio Magris, Głosy. Monologi, tłum. Joanna Ugniewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, seria Biblioteka Babel, Warszawa, 2010.
Śmierć przeplatająca się z życiem, życie wyrażone inaczej. Tak określiłbym cztery głosy — monologi Claudio Magrisa zebrane w niewielkim tomie.
W każdym z tekstów pierwszoosobowy narrator przekonuje do swoich racji lub, częściej, opowiada pewną historię. Czytamy więc wspomnienie nieżyjącego przyjaciela (Mieć życie za sobą), opowieść o poławiaczu zwłok (Conde), wizję życia mężczyzny polegającą na poznawaniu i obcowaniu z kobietami poprzez analizę nagrania na telefonicznej sekretarce (Głosy) oraz wyznanie miłości i poświęcenia (Teraz pan chyba zrozumie).
W opowiadaniach Claudio Magris oswaja śmierć, w każdym
z nich jednak inaczej. […] Głosy to świetna proza i moje czytelnicze odkrycie, to lektura, jaką chciałbym częściej czytać.
W opowiadaniach Claudio Magris oswaja śmierć, w każdym z nich jednak inaczej.
W monologu otwierającym zbiór narrator zwraca się do swojego nieżyjącego przyjaciela, wykazując pełne zrozumienie dla jego samobójstwa — choroba tego ostatniego nie pozwalała mu na dalszą karierę wirtuoza gitary, nie widzi więc sensu dalszej egzystencji. Czytamy zatem o nadziei, że artysta wreszcie będzie wolny od trosk i osiągnie spokój. Podobnie życzył swojej wybrance narrator Smutku C.S. Lewisa (tutaj), gdy zapanował nad rozpaczą po jej śmierci. Z kolei Conde, tytułowa postać kolejnego monologu, odnajdując ciała topielców, umożliwiał ich rodzinom pożegnanie z najbliższą osobą. Traktował to jako posługę, nie jak źródło pieniędzy, bo przecież wiemy, że rozpacz nie potrafi rachować, kiedy żąda ukojenia.
Fascynacja pomysłem, jaki realizuje bohater Głosów analizujący nagrania pozostawione na taśmie telefonicznego automatu, stopniowo ustępuje miejsca poczuciu narastającego szaleństwa, któremu narrator ulega. Jego życie zredukowane do swoistego wojeryzmu jest w istocie od tego życia ucieczką. Wykreowany świat wyobrażeń zaczął wypierać doświadczenie bezpośredniego kontaktu, aby wreszcie zastąpić je całkowicie, prowadząc do niekontrolowanego rozwoju wydarzeń.
Nie mam wątpliwości, że Teraz pan chyba zrozumie, monolog wieńczący tom stanowi najjaśniej błyszczącą gwiazdę zbioru Głosy. To wspaniałe nawiązanie do mitu
o Orfeuszu i Eurydyce jest apoteozą miłości i poświęcenia. Kochankowie nie mogą się ponownie spotkać. W przeciwieństwie jednak do starożytnego pierwowzoru,
w którym Orfeusz wyprowadzając ukochaną z Hadesu, ulega pokusie i odwraca się, czym łamie umowę z władcą podziemi, w monologu Magrisa jego Eurydyka decyduje o pozostaniu w odosobnieniu, by jej wybranek zrozpaczony stratą mógł wciąż zadziwiać pięknem swojej poezji zrodzonej z bólu. Tą konkluzją autor jednocześnie nawiązuje do pierwszego opowiadania, jakby spinał życie ze śmiercią, pokazując ich nierozerwalność.
Po lekturze tytułowego opowiadania, które przed kilku tygodniami wybrałem jako pierwsze (tutaj), wiedziałem, że niebawem przeczytam pozostałe. Głosy to świetna proza i moje czytelnicze odkrycie, to lektura, jaką chciałbym częściej czytać.