Przeskocz do treści

Viktor Horváth, Mój czołg

Viktor Horváth, Mój czołg (węg. Tankóm), tłum. Anna Butrym, wyd. Książkowe Klimaty, Wrocław, 2018.

Pisząc Mój czołg, Viktor Horváth pokazał, jak w zabawny i prześmiewczy sposób mówić o rzeczach poważnych. Horváth przedstawił obraz Praskiej Wiosny i jej stłumienia przez wojska Układu Warszawskiego widziane oczyma porucznika węgierskiej armii, człowieka młodego, naiwnego i o mózgu wypranym  socjalistyczną propagandą.

Powieść otwiera scena randki, w czasie której ów porucznik zabawia ukochaną wiadomościami z gazety Népszabadság (węg. Wolność Ludu), dziennika Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej, donoszącej o zmianach u steru władzy
w Czechosłowacji (i de facto
o rozpoczęciu wprowadzania liberalizacji polityki
i gospodarki kraju
). „Keith Richards ma nową dziewczynę. Pili razem colę na zdjęciu”* odpowiada dziewczyna. Podobny sarkazm towarzyszy czytelnikowi do ostatniej strony. Szeroki uśmiech jednak powoli blednie, gdy uświadamiamy sobie, że głupota
i zdziecinnienie głównego bohatera przykrywają stopniowo narastającą grozę sytuacji — za chwilę marzenia Czechów i Słowaków
o socjalizmie z ludzką twarzą legną
w gruzach.

Powieść odbieram jako próbę rozliczenia Węgrów z epizodów niechlubnej przeszłości, a porównanie ich udziału w opisywanej inwazji do wejścia do Czechosłowacji w 1938 r. wydaje się bardzo bolesnym dla naszych bratanków tego przykładem.

Kontrast w stosunku do tragicznego końca Praskiej Wiosny Viktor Horváth uzyskuje nie tylko infantylizmem głównego bohatera — amatora zabawy żołnierzykami, który wciąż myli rzeczywistość i swój w niej udział z marzeniami i epizodami z przeszłości. Czytelnika bawi prosty język oraz nowomowa tamtych czasów. Miejscami nasycenie soc-bełkotu jest tak wielkie, że trudno wyjść z podziwu dla drobiazgowości autora, co zapewne wymagało gruntownego przeglądu ówczesnej prasy. Z tego punktu widzenia najbardziej podobał mi się opis spotkania przywódców bratnich krajów, kiedy to „po wymianie braterskich pocałunków na Kremlu”, „towarzysz Breżniew zajął miejsce
w ludowym fotelu z czasów Piotra I Wielkiego”, a obradujących otaczał „silny
i niezłomny radziecki przepych ludowy”.

Powieść odbieram jako próbę rozliczenia Węgrów z epizodów niechlubnej przeszłości, a porównanie ich udziału w opisywanej inwazji do wejścia do Czechosłowacji w 1938 r. na mocy tzw. 1. arbitrażu wiedeńskiego wydaje się bardzo bolesnym dla naszych bratanków tego przykładem. Swoim charakterem przypomina mi to film Petra Zelenki Zagubieni o traumie Czechów związanej z Układem Monachijskim. Mój czołg przywołuje także Jałtę, która dla zniszczonych w 1968 r. oczekiwań Czechów i Słowaków stanowi symbol zdrady ze strony najbliższych sąsiadów.

Tragikomiczność Mojego czołgu, w opozycji do powieści L’ordre du jour (recenzja — tutaj) pokazuje, że można pisać lekko na niełatwy temat — dinozaurom ku przypomnieniu, młodzieży ku przestrodze.

*wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki.

Zobacz też wywiad z Viktorem Horváthem.