Przeskocz do treści

Philip K. Dick, Małe co nieco dla nas, temponautów

Philip K. Dick, Małe co nieco dla nas, temponautów (A Little Something for Us, Tempunauts), z tomu Opowiadania najlepsze, Wyd. Rebis, Poznań, 2006.

Komentując swoje opowiadanie, Philip Dick stwierdził, że Małe co nieco dla nas, temponautów dotyczy znużenia programem lotów kosmicznych (opowiadanie powstało w roku 1974, a więc po zakończeniu lotów na Księżyc), a szczególnie gdy podróże w czasie zostaną ujęte w podobne organizacyjne ramy.

W swojej treści opowiadanie dotyka popularnego wśród autorów s-f zagadnienia pętli czasu. Bohaterowie nie są pewni, jakie błędy popełniono przy powrocie do ich świata, czy są w pętli czasu i jak się z niej wyrwać.

Czytając trzydzieści stron Małego co nieco, miałem przed oczami kilka innych zagadnień. Po pierwsze, dzięki zapętleniu czasu temponauci mieli okazję uczestniczyć we własnym pogrzebie. Jechali pojazdem, przed którym wieziono trumny z ich ciałami. Niesamowite, nieprawdaż? I wymykające się doświadczeniu. Kiedyś do osiągnięcia?

Jak wiele innych opowiadań Małe co nieco dla nas, temponautów znakomicie się czyta dzięki nietuzinkowemu pomysłowi.

Po drugie, dotykamy w opowiadaniu zagadnienia drugiego życia lub nawet wieczności. Dzięki pętli czasu bohaterowie przeżywają wciąż to samo, ale za to bez końca. Swoją kluczową decyzją Addison Doug, główna postać fabuły zajmująca się badaniem nad lekami umożliwiającymi wieczne życie, niejako rozwiązuje ten problem.

W trakcie lektury opowiadania stanął mi przed oczami film Christiana Petzolda o znaczącym tytule Phoenix (produkcja: Schramm Film Berlin, 2014 r.). Główna bohaterka, była więźniarka obozu koncentracyjnego, dokąd trafiła, będąc zadenuncjowaną ukrywającą się Żydówką, po wojnie szuka męża. Ocalała z holocaustu chce odnaleźć człowieka, miłość do którego utrzymywała ją przy życiu. Z trudem akceptując swoją nową, uratowaną przez chirurga twarz odnajduje ukochanego w klubie, którego nazwa dała tytuł obrazowi. Przepełniona szczęściem ze zgrozą stwierdza, że mąż jej nie rozpoznaje. Postanawia rozpocząć grę o odradzające się drugie życie.

Oczywiście Phoenix i Małe co nieco dla nas, temponautów trudno porównać — są zupełnie inne. Jednak wspólny element odzyskanego życia wydaje się bardzo klarowny.

W opowiadaniu o temponautach czytelnik znów styka się z obsesyjnym strachem pisarza przed inwazją zza Żelaznej Kurtyny. Widać znaną z Zimnej Wojny rywalizację dwóch mocarstw („Chodzi o to, żeby Związek Radziecki myślał, iż lądowanie skończyło się porażką”1). Nawet radziecki podróżnik w czasie określany jest innym mianem — chrononauty. Starsi czytelnicy z całą pewnością pamiętają, że Amerykanie mieli astronautów, a my — kosmonautów.

Przez opowiadanie przewija się również inny element totalitarnego zarządzania państwem – manipulacja informacją. W relacji z pogrzebu „rozmaici komentatorzy będą, zgodnie z poleceniem, mówić, co następuje”. Na szczęście Doug nie pozwala, aby prano mu mózg i pyta ukochaną: „Chyba nie wierzysz we wszystko, co widzisz w telewizji?”.

Jak wiele innych opowiadań Małe co nieco dla nas, temponautów znakomicie się czyta dzięki nietuzinkowemu pomysłowi. A zakończenie — palce lizać!

Do książki … marsz!

1 wszystkie cytaty pochodzą z omawianego opowiadania.

Zobacz też inne opowiadania Philipa K. Dicka: 1. Foster, już nie żyjesz, 2. Wypłata, 3. Elektryczna mrówka, 4. Gdzie kryje się wub.