Przeskocz do treści

Marek Niedźwiecki, Dyrdymarki, czyli ja już nic nie muszę

Marek Niedźwiecki, Dyrdymarki, czyli ja już nic nie muszę, Wielka Litera,
Warszawa, 2020.

Stwierdzić, że Marek Niedźwiecki jest legendą Trójki, to nic nie powiedzieć. Pomysłodawca i wieloletni prowadzący Listy Przebojów Programu Trzeciego pozdrawia swoich słuchaczy i czytelników w kolejnej książce.

Dyrdymarki, czyli ja już nic nie muszę są bardzo starannie wydane. Gruby papier, wiele ciekawych rysunków i fotografii oraz trochę bardzo starannie napisanego tekstu. Niedźwiedź wspomina. Na szczęście, autor nie proponuje czytelnikom swojego życiorysu od pieluch do dzisiaj. W Dyrdymarkach przywołuje anegdoty ze spotkań z piosenkarzami, ciekawostki z pracy w radiu, czy też szczególiki
z nastoletniego życia i wejścia w dorosłość. Wszystko zostaje podlane sentymentalnym sosem starych, dobrych czasów.

W Dyrdymarkach znalazłem trochę wspomnień i ciekawostek, czasem serce mocniej zabiło, gdy opowieść trącała sentymentalne nuty. Przez większość tekstu jednak przeszedłem obojętnie.

Zastanawiałem się, co znalazłem dla siebie na tych stu kilkudziesięciu stronach. To kilka ciekawych dykteryjek o piosenkarzach, których całe tłumy Marek Niedźwiecki poznał w czasie długich lat zawodowej pracy. Chociaż część z tych nazwisk nic mi nie mówiła, podziwiałem swobodę prowadzonej opowieści. Z zainteresowaniem skupiłem się też na odkrywanych rąbkach tajemnicy radiowego warsztatu, przypominając sobie wymieniane przez niego audycje oraz uśmiechałem się, czytając wspomnienia kilku zabawnych scenek, z których najbardziej podobała mi się anegdotka o młodym Stuhrze oraz o idących czterech literach układających się
w PZPR.

Niedźwiecki nie chce wracać do szczegółów rozstania z Trójką, gdy oskarżono go
o oszustwo przy układaniu rankingu utworów w LP3 nr 1998. Podkreśla to drugą częścią tytułu swojej opowieści. Przyznam, że bardzo przeżywałem to, co się działo wiosną. Byłem słuchaczem Trójki, odkąd pamiętam. Wieczorna emisja listy przebojów, na początku jeszcze w soboty, kiedy pan Marek puszczał pełne wersje dwudziestu najwyżej uplasowanych utworów, była żelaznym punktem wieczoru, zarówno spędzanego w domu, jak i na imprezie (słowo „prywatka” wyszło już wówczascz użycia, a „domówka” w dzisiejszym znaczeniu jeszcze nie pojawiła się w języku). Zirytowało mnie trochę, gdy przeczytałem, że Redaktor muzyką walczył z systemem. Będąc nastolatkiem, mocno przeżywałem owo otwarcie na świat, które muzyką proponowali panowie Kaczkowski, Gaszyński, Mann czy Niedźwiecki. Nawet przemykanie się chyłkiem po udanym wieczorze u kolegi ciemnymi ulicami do domu w sobotni wieczór już po godzinie milicyjnej było tego częścią.

W Dyrdymarkach znalazłem trochę wspomnień i ciekawostek, czasem serce mocniej zabiło, gdy opowieść trącała sentymentalne nuty. Przez większość tekstu jednak przeszedłem obojętnie. Bardzo lubię sposób, w jaki Marek Niedźwiecki prowadzi swoje radiowe programy i podziwiam jego błyskotliwą karierę, ale wolę go słuchać niż czytać. Dlatego też spróbuję znaleźć Niedźwiedzia gdzieś na falach eteru.